Czytasz, czytasz, nagle to spotykasz... Co to je? A to są strony.

czwartek, 25 lipca 2013

11. Wprowadzenie do świata czarodziejskiego cz. 2 - jak Lily Jamesa poznała.

Dla wszystkich, którzy to czytają. :)


Olbrzym wszedł do środka garbiąc się.
-Może kto zrobiłby herbatki? Pół świata przeleciałem, by tu być!
-K-k-k-kim pan jest? - zapytałam.
-Cholibka, ja się nie przedstawiłem! Rubeus Hagrid, strażnik kluczy i gajowy w Hogwarcie.
*
  Gdy Hagrid wszystko mi wytłumaczył, niezbyt w to wierzyłam... przecież to niemożliwe! Czarodzieje, magia, Hogwart... po prostu niewiarygodne! Jednak czułam zaufanie do olbrzyma.
  Pojechałam z rodzicami i gajowym na Charing Cross Road. Wyszliśmy już z samochodu i przechadzaliśmy się wzdłuż ulicy. W pewnym momencie wielkolud zatrzymał się, wskazując palcem na coś pomiędzy wielką księgarnią a sklepem z płytami gramofonowymi.
-Dziurawy Kocioł. Cholibka, to słynne miejsce.
  Dopiero po chwili zauważyłam mały, obskurny pub. Rodzice jakby w ogóle go nie widzieli... I chyba tak też było, więc wzięłam ich oboje za ręce, Hagrid potrzymał nam drzwi - a ja przeprowadziłam rodziców do środka. Jakie było ich zaskoczenie, kiedy przeszli przez mur i znaleźli się w środku!
  Prawie bezzębny barman z ostatkami siwych włosów uśmiechnął się do olbrzyma.
-To co zwykle, Hagridzie? - spytał się go.
-Nie, Tom. Widzisz, prowadzę przyszłą pirszoroczną.
  Wyprowadził nas na podwórko za pubem, gdzie tylko stał kosz na śmieci pod murem i rosło parę chwastów.
  Wyciągnął różową parasolkę i zastukał nią w jedną cegłę, która przekręciła się, robiąc dziurę. Podobnie postąpiły kolejne, aż wreszcie zrobiło się przejście tak wysokie, że nawet Hagrid nie musiał się schylać, przechodząc pod nim.
 Najpierw poszli do Gringotta - oczywiście, ja i rodzice nie wiedzieliśmy co to jest, dopóki gajowy nam nie powiedział. Musieliśmy wymienić mugolskie - bo tak się właśnie mówiło na niemagiczne rzeczy i ludzi - pieniądze na czarodziejskie.
 Gdy kupiliśmy już prawie wszystko, skierowaliśmy się po ostatnią rzecz, czyli tą najważniejszą - różdżkę - do Ollivander'a.
 W środku był już pewien chłopiec o czarnych włosach, orzechowych oczach oraz okrągłych okularach spoczywających na nosie. Właśnie machnął różdżką, z której poleciały kolorowe iskry, strącając niechcący stos podłużnych kartoników prosto na mnie!
-Przepraszam...
-Nic nie szkodzi. Lily. - przedstawiłam się, podając mu dłoń.
-James. - uścisnął ją. - też idziesz teraz do Hogwartu?
-Tak... - odpowiedziałam mu, jednak nie było dane nam dłużej rozmawiać, gdyż przyszedł pewien staruszek i kazał mi wymachiwać różnymi różdżkami.
  Gdy machnęłam chyba piątą, o której tamten starszy pan powiedział, że jest zrobiona z wierzby, ma dziewięć cali i włos z ogona jednorożca oraz jest idealna do uroków, poleciały z niej czerwono-złote iskierki.
  Chłopiec cały czas siedział wtedy w sklepie i wyszedł dopiero, gdy zakupiliśmy moją różdżkę.
-No, to cześć. - pożegnałam się z nim.
-Cześć, i do zobaczenia w Hogwarcie! - odpowiedział mi.
_______________________-'-_______________________
Hej! Świętujemy wczoraj 500 wyświetleń łącznie ;D
Za które Wam bardzo dziękuję. I cieszę się, że w ogóle
ktokolwiek tutaj wchodzi ;) Kolejna notka pojawi się...
Nie wiem, kiedy! Ale już koniec, koniec, nie będę
Was tu zanudzać jakimś czymś. Paa! ^.^

2 komentarze:

  1. Cudnie jak zwykle! Zdziwiło mnie to, że nie napisałaś nic o "maślanych oczach", przecież tak je uwielbiasz... XD A, zapomniałam... Gdzie na ulicy nasze kochane ,,latające masło''?!?!?!?! Dawaj mi tu je zaraz! XDXDXDXD

    OdpowiedzUsuń
  2. A kiedy moja anty-cenzura? Ania Luna

    OdpowiedzUsuń