Czytasz, czytasz, nagle to spotykasz... Co to je? A to są strony.

niedziela, 27 października 2013

Special #1 (Urodziny, kurde) - z pamiętnika Lilyanne Evans.

-Nienawidzę cię!
  Zaraz po tych okropnych słowach usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Sama zaś pobiegłam do swojego pokoju zamykając za sobą cicho wrota. Ona... Petunia... ona się wkurzyła, bo choć raz byłam od niej lepsza. Zawsze w szkole zdobywała lepsze oceny, zawsze wszyscy ją lubili, a ja... miałam tylko jedną przyjaciółkę. Była nią czarna kotka, Plutto*, która raz wyszła z domu przez klapkę w drzwiach na swój codzienny, poranny spacer i... już nie wróciła. Jej śmierć była dla mnie tajemnicą, zresztą - nadal jest. W każdym razie, już nie miałam przyjaciół. Oczywiście, wszyscy nie odnosili się do mnie wrogo, ale byłam dla wszystkich prócz rodziców i - tak, tak - samej Petunii - obojętna. Stawałam się takim szarym, niewidocznym uczniem, który jest tylko numerkiem w dzienniku.
  Byłam, tak jakby, w ,,półprzyjaźni'' z moją siostrą. Gdy uczyłam się pisać, tak dzielnie i wytrwale naśladowałam jej ozdobne pismo, gdy uczyłam się tańczyć, co jednak do dziś mi nie wychodzi - starałam się identycznie wykonywać wszystkie ruchy, gdy... właściwie, to wiele można tak wyliczać.
  Jednak teraz, gdy okazałam się w czymś lepsza... ona mnie znienawidziła. Szczęście jednak w tym, że za tydzień wyjeżdżałam - gdzieś bardzo, bardzo daleko od tego miejsca.
  Jedyny minus tego, co się stało, to kontakt z rodzicami ograniczony do pisania listów i przesyłania ich sowami - na dodatek sąsiedzi nie mogli tego zauważyć.
  Uśmiechnęła się lekko przez łzy, które nie wiadomo, kiedy zaczęły płynąć. Tam, w tej nowej szkole nie będzie tak samo... nie, ona do tego nie dopuści. Nigdy.

***

  Widać było, że była smutna. Rudowłosa dziewczyna siedząca na parapecie swojego dormitorium, trzymająca oprawiony w czarną skórę, dobrze utrzymany przez całe trzy lata pamiętnik otworzony na samym początku. Za oknem burza szalała jak nigdy, deszcz lał niemiłosiernie - a ona, choć go uwielbiała, nie miała akurat ochoty wyjść na błonia i rozkoszować się uczuciem spadających na ciebie kropel.
  Do pomieszczenia nagle wkroczyła niebieskooka i widząc stan przyjaciółki, zmartwiła się. Podeszła do niej z zamiarem spytania, co się stało, gdy dziewczyna nagle podniosła na nią wzrok, po czym rzekła:
-Nigdy więcej czytania swojego pamiętnika.

***

*Plutty - w pewnym anime - Kuroshitsuji - był demoniczny pies, nazywał się Pluto(Puszek). Postanowiłam nazwać prawie (xD) tym  imieniem też i tą kotkę, bo tak. I uwaga - macie to imię postrzegać jako żeńskie i kropka! :P

Tia, wiem, krótkie to jak nie wiem, co. Jednak macie to wcześniej! Dlatego też rysunki pojawią się 30, bo wtedy będę mogła ich zrobić więcej i nadawać się to będzie na całą notkę (logiczne, nie?). To czekajcie :P


poniedziałek, 21 października 2013

28,5. Idziemy na bal i Dzień Dobroci Dla Zwierząt cz. 2

  Po jakimś czasie zeszłam z Potterem z parkietu. Mniej więcej parę minut przed tym Willy poszedł tańcować z jakąś blondynką, tak więc okularnik zaczął do mnie startować...eh, marny jest jego los.
-Liluś?
Zareagowałam tak, jakby nic nie mówił, czym chciałam dać mu do zrozumienia, że nie ma prawa mnie tak nazywać. Co za gumochłon... Chyba nic sobie z tego nie zrobił!
-Skoro mamy ten dzień dobroci, czy coś takiego, to poszłabyś ze mną na błonia? - zrobił "słodkie oczka" jak jakiś kretyn.
-No dobra, ale wiedz, że nie nazywam się ,,Liluś'', tylko L-I-L-Y! No, chyba, że nie możesz spamiętać imion wszystkich dziewczyn, które się tobie po prostu oparły, to rozumiem. A pójdę z tobą tylko po koleżeńsku.
-Okay.

۞۞۞

Filch z jego kotką pilnował, czy uczniowie nie zbroją czegoś na balu, tak więc najtrudniejszym etapem do przejścia były drzwi. Jedak gdy woźny zaczął mówić do pani Norris, już wiedzieliśmy, że możemy przejść - to zwierze było dla niego najważniejsze, i teraz zwracał uwagę tylko na nie.
  Po przechadzce po korytarzach Hogwartu stanęliśmy przed wielkimi, dębowymi wrotami. Potter pchnął je lekko. Zaskrzypiały, po czym...
  Ściągnęłam kapelusz. Moje stopy w butach na  obcasie stanęły na miękkiej trawie. Nogi mnie już od nich bolały, więc je zdjęłam. Na niebie, choć początkowo w WS tego nie zauważyłam, migało do nas miliony gwiazd. Choć była zima i mróz nas już dopadł, to jednak śnieg jeszcze nie raczył nam pokazać swojego oblicza.
  Ruszyliśmy w milczeniu w stronę jeziora. Gdy usiedliśmy na wielkiej kłodzie, która osadzona była tuż przy wodzie, rozczochraniec odezwał się.
-Liluś, kocham cię.
-Eh... James - zdecydowałam się zignorować słowo ,,Liluś'' i być dla chłopaka łagodniejsza niż zwykle.- proszę... znajdź sobie kogoś, kto będzie odwzajemniał twoje uczucia. Nie jesteśmy siebie warci i...
-Wiem, że jesteś o wiele więcej warta ode mnie... - zaczął.
-Nie, nie to miałam na myśli! Chodziło mi o to, że w żaden sposób do siebie nie pasujemy - przerwałam mu.
-Wiesz... przeciwieństwa się przyciągają - uśmiechnął się tak... tak... huncwocko. Nie rozumiem tych uśmiechów i... nie lubię.
-Ale to jest wyjątek, rozumiesz? - troszeczkę się wkurzyłam.
-A ja mam przeczucie, że to wcale nie jest wyjątek...
-Ale jest - złość powoli zaczęła napływać do mojego tak mało odpornego na nią serduszka. - Więc grzecznie proszę, Potter, zostaw mnie w spokoju, bo dalej już nie będzie tak grzecznie. Zresztą, miłość w wieku trzynastu lat nie istnieje...
-Czternastu - poprawił ją chłopak. - Skończyłem w czerwcu. Nie pamiętasz?
-No tak, w końcu z dziewczynami musiałyśmy was odprowadzać do SS, bo skończyły nam się zapasy, tak nawiasem mówiąc przeze mnie robionego eliksiru wytrzeźwiającego. Żeby to już w tym wieku...
-To byłyście wy!? - prawie krzyknął. - ja nic z tego nie pamiętam. Ale tylko nas?
-Wy byliście, że tak powiem, na końcu kolejki. Akurat Remus dostał resztkę, a i tak był najmniej wstawiony... więc na niego idealnie starczyła. Wy, niestety, musieliście przechodzić we trójkę okropne skutki kaca - pokazała mu język.
Podrapał się po głowie.
-Nie wiedziałem, że jesteś taka mściwa...
-Bo nie jestem! - fuknęła na niego. - nie moja wina, że ostatni chcieliście wytrzeźwieć.
-Ale, no bo...
-Ale, no bo... - przedrzeźniałam go.
-Dobra, koniec. Koniec!
-Hmm, i jeszcze po drodze puściłeś pawia...
-Koniec!
-I śpiewaliście z Blackiem serenady miłosne - ty do mnie, on do Dori. Czego to nie robi człowiek, gdy jest pijany...
-Koniec! - wkurzył się lekko Potter.
-No, pierwszy raz w życiu to nie ja, a ty się wkurzasz. Moje kondolencje - uśmiechnęłam się złośliwie.
-Ehh... Lily, umówisz się ze mną? - wyszczerzył zęby.
-Nigdy, przenigdy! - zaśmiałam się, jednak po tym spoważniałam. - nigdy, przenigdy.
-Jeszcze mi się uda.
-No dobra, nie chce mi się tego ciągnąć. Może wrócimy już do zamku? - spytałam się.Z
-Spoko. Tylko, wiesz, nie chce mi się już iść na bal.
-Mi też. Czyli do wieży - rzekłam.
-Czyli do wieży - potwierdził.
  Ruszyliśmy. W międzyczasie założyłam buty. Nagle, w połowie drogi do zamczyska James zatrzymał się. W odpowiedzi na moje pytające spojrzenie rzekł:
-Nigdy jeszcze nie widziałem tylu gwiazd na niebie.
-Hmm? - spojrzałam ku migającym światełkom. - rzeczywiście... jest przepięknie... ale chodźmy już, dobra?
-Yhym.
Impreza nadal trwała, więc nie mieliśmy zbyt dużych problemów z dojściem - jedyną przeszkodą było to, że nogi mnie zaczęły boleć po jakimś czasie... ale co się dziwić, jeśli nasza wieża jest w jednym z wyższych punktów Hogwartu?
 W pewnym momencie stanęłam.
-Mogę chwilę odpocząć? Jestem chyba trzeci raz w życiu w szpilkach, dodatkowo mam suknię, która się ciągnie po ziemi i o wszystko zahacza, dodatkowo nogi mnie bolą...
-Mogę cię wziąć na ręce - zaoferował się rozczochraniec.
-Wiesz, nie, dzięki... - nie zdążyłam dokończyć, bo Potter już wchodził po kolejnych stopniach, niosąc mnie przy okazji.
-Odmowy nie przyjmuję.
-Puść mnie, albo...
-Albo co?
-Albo, jak już będę prefektem, dam ci miesięczny szlaban!
-Pff.
-Dwumiesięczny.
  Okularnik postawił mnie niechętnie na ziemi.
-Jakoś dojdę. A na razie, to może zacznijmy iść? - spytałam.
-Okay.
  Gdy już byliśmy w PW, a ja wspinałam się po schodkach do dziewczęcych dormitoriów, James nagle powiedział:
-Wiesz, gdy się uśmiechasz to ci się tak zabawnie twój śliczny nosek marszczy.
-Hę?
-Już nic.
Ze zdezorientowaną miną weszłam do mojej sypialni.

۞۞۞



Lily i James, siedzący na kłodzie przy jeziorze.



Hello! Postanowiłam dać wcześniej, a co ja będę, wenę miałam to macie.

czwartek, 17 października 2013

28. Idziemy na bal i Dzień Dobroci Dla Zwierząt

  -Ja idę z Remusem - powiedziała Ann.
-Ja z tym... no, jak mu było... chyba Philip, Phil czy jakoś tak... z czwartego roku, jest w Gryffindorze - rzekła Rose.
-Ja idę z Chrisem, wiecie, tym Krukonem - oznajmiła Dorcas.
-My idziemy razem. - poinformowały nas bliźniaczki.
-Ja idę z Williamem. - uśmiechnęłam się lekko na widok ich zdumionych min.

  -Szczęściara z ciebie - mawiała mi Rosie - nie tak łatwo go zdobyć.
-Ale... to on zaprosił mnie - odpowiadałam jej zawsze.
-No, ale coś musiałaś chyba zrobić, aby to uczynił, nieprawdaż? - pytała żartobliwym tonem.
-No właśnie... nic a nic nie robiłam - odpowiadałam jej w pełni poważnie.
-To nie wiem, może po prostu nie miał partnerki... ale to raczej jest niemożliwe - zaśmiewała się.
-Nie wiem.


۞۞۞
Dori zajęła łazienkę, a Rose myślała nad wyborem kreacji.
-Wybrać tą turkusową, czy tą fioletową? - spytała się mnie.
-Fioletową - odpowiedziałam bez zastanowienia.
-Ok. O, Dorcas, już się przebrałaś? Ślicznie wyglądasz, tylko jeszcze się umaluj i będzie cud miód i orzeszki(ewentualnie kanapka :D - dop. aut.).
-Ok... Ann, pomożesz mi? - zapytała się blondynki niebieskooka.
-Oczywiście - uśmiechnęła się do niej. - tylko najpierw sama się przebiorę... - weszła do toalety zabierając swoją suknię.
-Tylko szybko, zostało nam TYLKO PIĘĆ GODZIN! - krzyknęła z histerią Rose.
-To strasznie dużo czasu... - zaczęłam.
-To strasznie MAŁO czasu! Zanim my wszystkie się przebierzemy biorąc przy okazji prysznic, umalujemy się, zrobimy sobie fryzury... - przerwała mi.Z
-Fryzury? A od czego jest magia? - usłyszałyśmy zza drzwi łazienki.
-No tak! Ann, jesteś genialna! - Aurora jakby sobie coś przypomniała.
-Hmm? - Dorcas, jak zwykle dociekliwa.
-No... bo znalazłam kiedyś taką książkę z czarami na wszystkie fryzury. I mam ją przy sobie! - pogrzebała trochę w swoim kufrze, po czym wyciągnęła opasłą księgę.
-Wow! - wykrzyknęłyśmy chórem. - Ile tutaj musi tego wszystkiego być...
-No, sporo - zaśmiała się Angela.
-Przynajmniej będziemy miały jakiś wybór.
-Ale za to ile szukania...
-Dobra, to ja wchodzę - powiedziała Rose.
Gdy wyszła, popatrzyłyśmy z uznaniem.
-No, to teraz trudno Cię będzie pobić.
-I dobrze - pokazała nam język.
  Potem weszły bliźniaczki, osobno oczywiście. Na końcu zostałam ja. Wzięłam swoje cudo i zamknęłam się w średniej wielkości pomieszczeniu.
  Wzięłam prysznic. Wysuszyłam się za pomocą czarów i założyłam suknię. Gdy spojrzałam w lustro, czułam się świetnie - wyglądałam przecudownie...
-No, Lilka, szczerze mówiąc, pobiłaś mnie na głowę - Rosie jak zwykle szczera.
-Dzięki...
-I rozpuść te włosy, ciągle tylko te kucyki...
-No dobra... - moje włosy popłynęły kaskadą na plecy.
-To teraz czas na makijaż.
-O boże...
-Ty mi tu nie boziuj tylko siadaj, wymaluję cię.

۞۞۞

 Willy czekał na mnie pod PW. Na szczęście, wyszliśmy dość późno, by nie było zbyt wielu ludzi - większość czekała już przed WS, gdzie miał odbyć się bal. Postanowiliśmy wejść, gdy zabawa się już rozpocznie - aby zrobić "Wielkie Wejście". Jak zaplanowaliśmy, tak też zrobiliśmy.

۞۞۞

  Byłem już w sali, Kate* coś do mnie mówiła chyba... Ale nigdzie nie widziałem Evans. No cóż, pewnie siedzi zrozpaczona w dormitorium, bo ją ten facet zostawił... heh, kretyn...jak mógł mi ją zabrać!? Tą przecudną, piękną, słodką i przeuroczą rudą osóbkę... zaraz, STOP! Nie, nie myśl tak nawet. Nie możesz... nie masz prawa! Nie! Nie, ja nie mogę się przecież zakochać! Ja, James Potter, największy podrywacz w całym Hogwarcie nie może się zakochać! I to na dodatku w Evans... której rude kosmyki włosów opadają z niebywałą gracją na jej proste plecy, jej zielone oczy przeszywają każdego na wylot, a jej... stop! Nie, nie możesz tak myśleć o żadnej dziewczynie, stary. Nie i kropka!
  Moje postanowienie zmieniło jednak pojawienie się na sali dwóch osób.
A był to William, jego i Łapy główny wróg i konkurencja, oraz ONA...
...była PRZE-PIĘ-KNA! Co za dupek, sprzątnął mi ją sprzed nosa! Może nawet by się zgodziła ze mną pójść, gdyby nie on...
  Westchnąłem... to stało się wbrew mojej woli...
...zakochałem się... Zakochałem się w Lilyanne Evans.

۞۞۞

    Cztery słoty zniknęły, zamiast nich pojawiły się małe stoliki z krzesłami ustawione pod ścianą. Jedyny, który został, to stół nauczycielski, za którym mieściła się... scena? No cóż. Na środku była pusta przestrzeń do tańczenia.
  Gdy weszłam do sali, Potter lampił się na mnie bezczelnie CAŁY CZAS. Nawet zaproponował mi taniec, gdy poleciała wolniejsza muzyka - oczywiście, gdy impreza się już rozkręciła. Odmówiłam mu - czuć było od niego trochę alkoholem... skąd on wytrzasnął alkohol!? Chyba z jakichś czekoladek, czy coś... W każdym razie, po tym zajściu praktycznie w ogóle nie schodziłam z parkietu - Willy słyszał rozmowę i chyba zrobił się zazdrosny... Ale jak byliśmy już naprawdę zmęczeni, usiedliśmy w krzesłach i zaczęliśmy rozmawiać. Właśnie zaśmiewaliśmy się z jakiegoś żartu, który powiedział William, gdy...
-Liluś, zatańczysz? - O boże, on chyba dał mi ksywkę. Zrobiło mi się niedobrze.
-Nie mów do mnie Liluś! - warknęłam, ale troszeczkę złagodniałam na widok jego skruszonej miny. - No, dobra. Ale żeby mi to było ostatni raz! - pokazałam mu język.
On się rozpromienił... czyżby nie traktował mnie tylko jak trofeum? Ale zbaczam z tematu. Tak więc, poszliśmy na parkiet. Jak na złość, poleciała wolna muzyka... już drugi raz! Ludzie, ile wy chcecie się przytulać!? Aby drugi raz w ciągu imprezy, i to w dosyć krótkim odstępie czasu puszczać powolną melodię...
-Liluś? - spytał Potter niepewnie.
Warknęłam ostrzegawczo.
-Lilyanne Sashandro Jessico Evans?
-Skąd znasz moje drugie i trzecie imię? - zapytałam zaskoczona.
-Yyy... to... ten... Lily, chcesz zejść? - spuścił wzrok.
-Ehh, no dobra, nie wracam do poprzedniego - zrobiłam obojętną minę - A co do zejścia, to możesz uznać tą dobę za Dzień Dobroci Dla Zwierząt.
-Dzięki, Lilu...Lily. - uśmiechnął się. - a tak w ogóle, to dawno nie powiedziałaś do mnie po nazwisku...
-Lepiej się ucisz, Potter.


۞۞۞



Lily na balu. Czyż to nie jest piękne!? ;D
(przerobione z Ciela Phantomhive'a, gdy musiał się przebrać za dziewczymę, biedak... On miał wtedy dwa kucyki, więc dodatkowo wysiliłam się robiąc z nich rozpuszczone włosy, miał też różową sukienkę, nie zielono-złotą... i niebieskie włosy, noż nóż! Więc doceńcie moją pracę! ;D)
۞۞۞

*Kate - James poszedł na bal z jedną dziewczyną ze swojego FanClubu - Katelyn.

czwartek, 10 października 2013

27. Dziewiętnastowieczna suknia!?

...ten zielony sweter Dorcas! - pokazałam dziewczynom język.
-Lilka, ty trollico! - Dori rzuciła we mnie poduszką.
-I kto to mówi? - dzielnie złapałam poduszkę i odrzuciłam ją w stronę przyjaciółki.
-Hej... Żeby tak bez nas? - spytała z udawanym oburzeniem Rose, ale nie zdążyła powiedzieć nic więcej, ponieważ poduszka trafiła ją w twarz.
-O rzesz wy! - odrzuciła ją w stronę Ann.
-Hej, dziewczyny, robimy sojusz co? - rzuciła w kierunku bliźniaczek.
-Zespół blondynek... - zachichotała Angela.
-Oczywiście! - krzyknęła Aurora, szczerząc swoje ząbki.
I tak właśnie zaczęła się bitwa na poduszki. Wszędzie leciało pierze, wszystkie śmiałyśmy się na cały głos, i to tak, że nawet raz przyszedł do nas prefekt, aby nas uciszyć.
  I w ten właśnie sposób zaprzyjaźniłyśmy się z nowymi współlokatorkami.

۞۞۞

  Rozpoczął się już grudzień. Z tego, co wiedziałam, to Hogwartczycy na bale bożonarodzeniowe chodzić mogą właśnie od trzeciego roku - my, oczywiście, wybierałyśmy się na takowy. Chociaż... nie jestem pewna. Chyba nie pójdę. A może tak? Nie... Tak... Nie... Tak... Dobra, nie wiem. W każdym razie, dziewczyny pewnie już wiedzą, z kim się na niego udadzą, ja jak znajdę partnera to tam może zawędruję.
  Dziewczyny, gdy na śniadaniu dyrektor to ogłosił, pisnęły z uciechy. Ja nie wiedziałam, co w tym fajnego... chociaż, może? Tylko parę razy w roku mogą zrobić się na bóstwo, i to tak, aby wszystkim - nawet im - szczęki opadły...
  Ale jeśli pójdę na bal, będę musiała zrezygnować z odwiedzin rodziców... w końcu jest w trakcie przerwy świątecznej.
-Dobra, raz się żyje! - pomyślałam. Bo chyba mogłam zostać sobie raz na święta w Hogwarcie?

۞۞۞

 Nim zdążyłam się obejrzeć, minęły dwa tygodnie. Podczas nich nie działo się zbyt wiele -  uczniowie się uczyli, a Huncwoci w spółce z Irytkiem im w tym przeszkadzali. Jednak tego dnia szczególnie wśród dziewczyn w Hogwarcie czuć było podniecenie - dzisiaj był ostatni wypad do Hogsmeade przed balem, więc trzeba było kupić sukienki, buty, biżuterię itd. Ja, za namową dziewczyn, poszłam także do sklepu z magicznymi kosmetykami - to była nasza pierwsza pozycja. Następnie udałyśmy się do budynku, w którym można było kupić przeróżne ubrania - do Brylancika.
  Szybko spostrzegłam, komu, a raczej czemu zawdzięczał swoją nazwę. Otóż, gdy weszłyśmy w poboczną dróżkę ruszając do tego obiektu, którego położenie znają oprócz nas chyba tylko mieszkanki Hogsmeade, zobaczyłyśmy budowlę w kształcie ogromnego, oszlifowanego brylantu. Gdy wgramoliłyśmy się do niej, przywitała nas właścicielka - jedyna jego pracowniczka. Była szczupłą kobietą o średnim wzroście, blond włosach i hipnotyzującym spojrzeniu błękitnych oczu.
-Witam, dziewczynki. Jestem Marta Lovegood*, czego byście sobie życzyły?
-Chciałybyśmy znaleźć sobie jakieś sukienki na bal.
-Na bal powiadacie? Znajdzie się coś. - uśmiechnęła się do nas.
  Gdy minęło pół godziny, Ann i Dorcas znalazły sobie kreacje. Dori zdecydowała się na granatową bez ramiączek, która sięgała jej do połowy uda, zaś Ann wzięła prostą, czerwoną sukienkę do kolan. Po chwili i jedna z bliźniaczek - Aurora - także wygrzebała sobie pomarańczowożółte okrycie także sięgające do kolan, które przecinał czarny pasek. Niedługo po tym i Angela zaczęła wzdychać nad kremowożółtą suknią do połowy łydek ze wstążką zawiązaną w kokardę w kolorze czerni, a Rose wybrała sobie ciemnofioletową suknię na ramiączkach. Tylko ja nie mogłam znaleźć czegoś, co by mi się spodobało.
-Dziecko drogie, chodź, chyba mam coś dla ciebie - właścicielka sklepu zaciągnęła mnie do magazynu za ladą i z jednego pudła wyciągnęła przepiękną, zieloną suknię ze złotymi dodatkami ciągnącą się po ziemi.
-O boże... - westchnęłam patrząc na nią z zachwytem.
-To najprawdziwsza dziewiętnastowieczna suknia, z czasów Wiktoriańskiej Anglii. Jedyna taka na całym świecie... gdzieś powinnam mieć też do niej kapelusz... - kobieta zaczęła grzebać po kartonach. - o, proszę, tu jest. - pokazała mi nakrycie głowy, którego głównym elementem były róże.
-Ile to kosztuje? - spytałam obawiając się kosmicznej wręcz ceny.
-Dla ciebie za darmo. Wiesz, pasuje ci ona do oczu... - zaczęła.
-Ale jak to za darmo? Przecież ona pewnie jest bardzo cenna... - przerwałam jej.
-Oh, oj tam, oj tam. Masz, dziecino, nie narzekaj. - uśmiechnęła się do mnie ciepło.
-Dziękuję... - powiedziałam niepewnie i ruszyłam ją przymieżyć.
Leżała na mnie idealnie. Nie myślałam sekundy dłużej i po prostu ją wzięłam.

۞۞۞

-Hej... Lily - zagadnął mnie na którejś przerwie Puchon.
-Cześć... William - odpowiedziałam zdziwiona.
-No... ten... no... poszłabyś ze mną na bal? - zapytał szybko.
-Dobra - uśmiechnęłam się do niego.
-To będę na ciebie czekał przy waszym PW - powiedział.
-Okay. Mogę mówić do ciebie Willy? Tak jest... milej.
-Oczywiście.
-To do zobaczenia!
-Cześć.
Zdziwiona, ale i ucieszona, ruszyłam na kolejną lekcję, jednak nie dane było mi dojść pod salę w spokoju.
-Evans, umówisz się ze mną? - spytał ten kretyn, Potter.
-Nie...
-A pójdziesz ze mną na bal? - czyżby ten idiota miał na to jakąkolwiek nadzieję?
-Po pierwsze, to nigdy bym z kimś tak głupim jak ty nigdzie nie poszłam, a po drugie, to jestem już zajęta.
-Ale jak to? - zapytał zszokowany.
-A tak to, i nie powinno cię to interesować, tak więc spadaj, Potter. - minęłam go i wreszcie poszłam na zajęcia.

۞۞۞


*Marta Lovegood - babcia Luny. Zmarła, gdy mama przyjaciółki Harry'ego, a jej córka miała 12 lat.

Wiem, wiem, króciutko... ale nie dość, że nie miałam weny, to jeszcze czas mi mijał, jakby dzień był jedną godziną. Arghh. W każdym razie, cieszcie się, że macie cokolwiek i czekajcie do następnej noci ;p

czwartek, 3 października 2013

26. Babski wieczór i Potter wypłoszem.

..., że spod jednej z poduszek leżących na kanapie wystaje maleńka, bardzo szczegółowa figurka lwa.

۞۞۞


-Hmm... dziewczyny, może zrobiłybyśmy sobie babski wieczór? - spytała pewnego razu Dorcas rozkładając się na fotelu w PW. - wiecie, mogłybyśmy się lepiej poznać i w ogóle.
-Jestem za - powiedziałam patrząc w ogień.
-Ja też - dodała Rose.
-Zgadzam się - rzekła Ann.
-A wy? - zapytałam się bliźniaczek.
Obie zgodnie kiwnęły głowami.
-To ustalone - Dori klasnęła w ręce. - jutro wyjście do Hogsmeade, będziemy mogły nakupować zapasów.

۞۞۞

-Evans?
-Spadaj, Potter.
-Evans, pójdziesz ze mną do Hogsmeade?
-Spadaj, Potter.
-Evans, umówi...
-Potter, ty wypłoszu! NIE! Nigdzie z tobą nie pójdę, nie umówię się i nic podobnego! Nie masz na co liczyć, kretynie, bo z pustymi to ja się nie zadaję.
Taką właśnie wymianę zdań usłyszała Angela. Nie mogła zrozumieć, czemu Lily odrzucała Jamesa - był przecież taki przystojny... i chciał się z nią umówić. Nawet nie wie, jakie ma szczęście! Uparciuch z niej. Zresztą, z niego też... ogromnie chciała być na jej miejscu.
Nagle chłopak ją zauważył. O zgrozo, poszedł w jej stronę.
-Hej... Angela, tak? Umówisz się ze mną?
Spojrzałam na rudowłosą dziewczynę. Wyglądała na zaskoczoną, ale i na zadowoloną. Po chwili wysłała mi współczujące spojrzenie.
-Ok-k...
-To jutro o osiemnastej przed wyjściem na błonia.

۞۞۞

  No! Nareszcie pozbyłam się tego palanta. Biedna Angie, nowa w szkole i nie wie, jakim on jest kretynem...
Cieszę się, oczywiście. Przecież teraz mnie zostawi... prawda?
W każdym razie, byłyśmy już w Hogsmeade i wykupiłyśmy chyba pół Miodowego Królestwa.
-Będziemy grube! - jęknęła Rosie.
-Oo, cześć, dziewczyny... - Syriusz spojrzał na nasze siaty - to wszystko to ciuchy!?
-Nie...
-A już myślałem, że chciałaś być dla mnie piękniejsza, ale nie, Evans nie chce się przyznać...
-Spadaj, Potter.
-Bo co?
-Potter, ty wypłoszu!
-hmm?
-O, widzę, że reagujesz na twoje nowe imię! Oh, jakie to słodkie, gdy mały, nierozumny zwierzaczek się słucha.
-Evans, umówisz się ze mną?
-Z tego co wiem, to teraz powinieneś zająć się Angelą, zrobiłbyś mi wielką przysługę zostawiając mnie w spokoju.
-Evans, umówi...
-Potter, przestań.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Tak.
-Umów się ze mną.
-T...NIE!
-To jutro o osiemnastej.
-Kretyn.
-hmm?
-Ehh...

۞۞۞


-To może opowiecie nam coś o sobie?
Tak, siedziałyśmy teraz wszystkie w dormitorium i po ciszy nocnej robiłyśmy wreszcie nasz babski wieczór.
-No... wcześniej byłyśmy w Beauxbatons - zaczęła pół-brązowooka.(;D)
-Nikt nas za bardzo nie lubił - przyznała z krzywym uśmieszkiem druga. - Nie wiem, dlaczego. Może po prostu jesteśmy takie okropne?
-Właściwie, to czemu przeprowadziłyście się do Hogwartu? - dociekała Dorcas nie zwracając uwagi na ostatnie słowa współlokatorki.
-Nasi rodzice dostali jakąś super pracę.
-Hmm... No to może teraz my Wam coś opowiemy o sobie? - uśmiechnęłam się do wszystkich. - To tak... po pierwsze - nienawidzę Pottera. Ale to już raczej zdążyłyście zobaczyć. Uważam, że Wróżbiarstwo rozpoczęte na tym roku jest bez sensu. Po trzecie - hmm... co by tu powiedzieć? Mam siostrę, z którą pokłóciłam się o to, że pojechałam do Hogwartu. Zazdrości mi, sama jest mugolem... i przez to mnie nienawidzi. - mój uśmiech lekko zbladł. - no, ale przejdźmy to tych pozytywniejszych rzeczy. Jestem dosyć dobra z eliksirów, uparta i... - rozglądnęłam się po pokoju. W kącie zauważyłam... tłustego szczura.
-Ehh... - podeszłam do niego i wzięłam go za ogon. Dziewczyny pisnęły. - nigdy nie widziałam jeszcze szczura w tej szkole... ale cóż, trzeba się go pozbyć. Wingardium Leviosa. - sprawiłam, że wyleciał przez okno i miękko wylądował na błoniach, by nie stała mu się krzywda - przecież też jest żywym stworzeniem...
-No, więc jeszcze... - tu ściszyłam głos. - podoba mi się...

۞۞۞

Miałam dużo weny, to macie wcześniej ^^
Bliźniaczki kUamcami! :D Nie chcą mówić, że szlachta ;o