Czytasz, czytasz, nagle to spotykasz... Co to je? A to są strony.

niedziela, 30 czerwca 2013

10. Przepraszam... cz.1 [Prolog]

24.00. Szła korytarzem za Em. Zielonooka chciała jej coś pokazać... Lisa czuła wręcz aurę tajemniczości wokół trzymanego przez jej rudowłosą koleżankę przedmiotu owiniętego czarnym materiałem. Wiedziała o nim tylko dwie rzeczy - jest średniej wielkości i należy do Rudej. Wyszły na błonia. Skierowały swe kroki do Zakazanego Lasu... Po niebezpiecznej wędrówce dotarły na skraj jakiejś polany. Emeral zdjęła czarną szmatkę. Okazało się, że była to srebrna szkatułka. Właścicielka otworzyła ją.
-Widzisz w niej coś? - spytała.
-Nie. - rzeczywiście, była pusta.
-To spróbuj z niej coś wyjąć.
Spróbowała. Jej dłonie chwytały jednak tylko powietrze.
-Dziękuję. - powiedziała nagle.
-Za co? - zapytała zdziwiona Lis.
-Pomogłaś odkryć mi jej sekret. Widzisz... - tutaj z pustej szkatułki wyjęła srebrny pierścionek z diamencikiem.
-Jak to zrobiłaś? - dopytywała się niebieskooka.
-Tylko ja widzę, co w niej jest. Tylko ja mogę coś z niej wyjąć. - uśmiechnęła się.

***
Wstałam(No, nie wierzę! -dop. aut. xD). Spojrzałam na zegarek. 9.00! Dlaczego dziewczyny mnie nie obudziły!?
Ogarnęłam się szybciutko i wybiegłam. Ludzie, obok których przechodziłam spoglądali na mnie z rozbawieniem... Gdy dotarłam pod salę transmutacji, zrozumiałam. Przecież dzisiaj jest sobota! Zaśmiałam się pod nosem. Gdy wracałam, natknęłam się na, o dziwo samotnego Jacka. Był taki jakby... lekko przygnębiony? No cóż, chciałam go ominąć, ale złapał mnie za nadgarstek, ale sztukę wyrywania ręki okręcaniem się opanowałam już w najmłodszych latach, więc nic tym nie zdziałał. Jeszcze bardziej się nachmurzył, więc obróciłam się i podeszłam do niego.
-Co się stało? - zapytałam.
-Nic - odburknął, po czym sobie poszedł.
Zdziwiłam się, ale szłam dalej. Nagle dopadły mnie wyrzuty sumienia. A jak to przez to, jak potraktowałam go na Balu Halloween'owym? Poszłam do Pokoju Wspólnego, gdzie zobaczyłam swoje przyjaciółki. Zaczęły mnie wypytywać o imprezę, bo wczoraj jak wróciły, już spałam. Gdy im opowiedziałam o tamtych wydarzeniach, dodałam dzisiejsze domysły. Pokręciły głowami z dezaprobatą.
-Dlaczego go aż tak źle potraktowałaś? - zapytała Lis.
-Próbowałam przecież delikatniej, ale jego to nie ruszało... więc zrobiłam tak.
-Musisz go przeprosić!
-Eh... No dobra...

***

Yeah! Bardzo "długa" notka... xD
To do nie wiem, papa :D

piątek, 28 czerwca 2013

9. Impreza? Nie, książka. [Prolog]



Po lekcjach ja i podekscytowane dziewczyny poszłyśmy do dormitorium. Łazienkę najpierw zajęła Al. Ubrała się w błękitną sukienkę przed kolana, srebrną biżuterię i buty. Następnie weszła Lis - założyła barwy Gryffindoru, czyli krwista sukienka do ziemi i złote dodatki. Potem zaczęłam o łazienkę walczyć z Eleą, ona oczywiście wygrała - wyszła w małej czarnej, do czego dodała naszyjnik na łańcuszku z białą sówką i bransoletkę. Teraz moja kolej. Gdy wszystko już miałam na sobie, wzięłam do ręki lilię i otworzyłam drzwi dzielące łazienkę od pokoju. Moje współlokatorki wzięły się za makijaż. Gdy skończyły, spojrzały na siebie wszystkie.
-Em, nie możesz iść niepomalowana!
-Dlaczego? - spytałam "inteligentnie".
-Ehh... Bierzemy ją! - roześmiała się Lis.
-Nie! Oh, zresztą... - poddałam się.
Zabrały się za mój wygląd, każąc mi wcześniej zamknąć oczy. Po ok. 25 min. skończyły.
-Możesz już zobaczyć nasze dzieło. -  głosie Alice słychać było dumę.
Gdy me zielone tęczówki ujrzały w lustrze efekt ich pracy, aż zaniemówiłam.
Teraz układałyśmy włosy. Elea podkręciła sobie końcówki, Lis ROZPUŚCIŁA WŁOSY, Alice spięła dwa kucyki a ja po prostu zrobiłam sobie loki. Na koniec wsadziłam lilię za ucho. Gdy byłyśmy już gotowe (i wyglądałyśmy świetnie), zeszłyśmy po schodach do Pokoju Wspólnego, gdzie czekali już na nas Psotnicy. Najpierw wyszła Elea (=wytrzeszcz oczu u Matta), potem Al (=tęskne spojrzenia reszty męskiej części), następnie lis (=rumieńce+wytrzeszcz u Louisa), a na końcu ja (=wszystko to naraz u Jacka) (szłodziaśne reakcje xD - dop. aut.).

***

Najpierw było uroczyste otwarcie - V rok tańczący tańce towarzyskie - a potem, gdy chciałam się zerwać, nagle Jack złapał mnie za nadgarstek.
-Hej, hej, hej... Gdzie mi się tu wybierasz? - powiedział z (PAM PARA PAM! - znowu xD - dop. aut) huncwockim uśmieszkiem.
-No, jak to, gdzie? Do dormitorium! - powiedziałam lekko zirytowana.
-Nie sądzę. - uśmiechnął się szerzej.
Pociągnął wyrywającą się mnie na środek parkietu. Akurat leciała wolniejsza piosenka.
-Mam nadzieję, iż pamiętasz o moich zdolnościach...
-Tak, pamiętam.
-No właśnie, więc teraz ostrzegam cię.
Tylko jeszcze bardziej wyszczerzył swoje zęby. Sygnał ostrzegawczy - kopnął go leciutko prąd. Nie dotarło? Trochę mocniej. Nadal go to nie rusza? Tutaj już się wściekłam i posłałam falę prądu. Jack wzdrygnął się, został oszołomiony. Ledwo utrzymał się na nogach. Wykorzystałam jego chwilowy paraliż i wyszłam z imprezy.
Skierowałam swe kroki do kuchni. Gdy weszłam i zostałam okrążona przez skrzaty domowe, poprosiłam o kubek kakao. Oczywiście, ponieważ skrzaty to skrzaty, zamiast zwykłego kakaa o jakie prosiłam, dostałam dodatkowo z pianką. Gdy byłam już w dormitorium, zaczęłam czytać książkę popijając napój.

***
To tyle, ile udało mi się wykrzesać z siebie pod przymusem Kathrine Mabell (z bloga http://lily-evans-riddle-vs-james-potter.blogspot.com/ ), którą pozdrawiam :> Was też :)

poniedziałek, 24 czerwca 2013

8. Album... [Prolog]

Wzięłam do rąk album. Zaczęłam oglądać zdjęcia. Na pierwszej fotografii ja na pierwszym roku w Hogwarcie, w "prawie rozpuszczonych włosach", jak to mówili moi rodzice, czyli związanych gumką na końcówkach, uśmiechałam się do siebie i machałam ręką.
 Na kolejnej byłam już z przyjaciółkami, także z tego okresu, gdy nazywano nas pierwszorocznymi. Było zrobione w naszym dormitorium, pewnie przez chłopców - ja leżałam rozwalona  na swoim łóżku (drugim od lewej) rzucając wściekłe spojrzenie w stronę obiektywu, Al dyskutowała z czymś z Eleą na posłaniu po prawej stronie od mojego, a Lisa czytała książkę siedząc pomiędzy jej a moim łóżkiem. Isabel prychała na osobę, która robiła zdjęcie.
 Na trzecim byli Psotnicy - uśmiechający się bezczelnie Jack i Matt, tak jak Lis na poprzednim zdjęciu zaczytany Lou i pochłaniający słodycze Austy. Byli pod starym dębem.
 Na czwartej już fotografii byliśmy wszyscy, już na II roku - od lewej: Ja, Preck próbujący mnie objąć - znowu z tym uśmiechem, rzucający sobie ukradkowe spojrzenia Liska i Louis, uśmiechająca się w stronę naciągniętego, by nam zrobił to zdjęcie nowego Alice, znowu obżerający się słodkościami Austy, spoglądająca groźnie na Kicacza Elea i Herry z identycznym jak Jack uśmieszkiem, który także próbował kogoś objąć, tyle, że nie mnie, tylko Czarną.
 Gdy zobaczyłam cztery kolejne, zachichotałam. Na pierwszym ,czyli piątym, widniała scena z policzkowania Jacka (pamiętam... próbował mnie wtedy pocałować. - pomyślałam). Byli na III roku. Na następnym z liścia dostał Matt - za pomaganie poprzedniemu. Kolejna fotografia oddawała widok uderzania w twarz Lou - bo nie zareagował. Na ostatnim z tych było pokazane, jak robię to samo Austy'emu - bo tylko jadł i nic nie zrobił. Dla dwóch ostatnich był to szok i nowość, dla tych pierwszych było to już normą.
 Schowałam go i wzięłam się za pracę domową z transmutacji. Na odrabianiu zadań upłynęła mi resztka piątku.

***
Wiem, że króciutko, ale w tym okresie - okresie totalnego lenistwa i "już tylko ten jeden głupi tydzień..." nie jestem w stanie wykrzesać z siebie więcej... i tak macie z tą już 11 notek w 1 miesiącu (!!!), więc cieszyć mi się! No, to było by na tyle - pa! :)

piątek, 21 czerwca 2013

7. Urodziny panny Rudej, która nie lubi imprez, więc takowej nie miała.

Postanowiłam zmienić narrację na pierwszoosobową, ale czasami może być trzecio. Ważne, co mam na myśli, a wy dzięki mnie wy także macie teraz o wiele więcej myślenia :P I zapraszam do komentowania, jak najbardziej krytykowania, czytania ;p i do polecania mojego bloga, oczywiście :3 A teraz kolejna część mojego kochanego koszmarku ^.^

~^~^~^~^~^~

-Ruda! Ruda...
-Em! Wstawaj!
W odpowiedzi przewróciłam się na bok.
-Prezenty!
Usiadłam niechętnie, ale zobaczywszy stertę upominków przy łóżku, uśmiechnęłam się już rozbudzona.
-Wszystkiego naj, rudzielcu! - wykrzyknęły moje przyjaciółki.
-Dzięki, dziewczyny...
-Dobra, bierzemy się za prezenty! - pisnęła Al.
Odpakowałam pierwszy prezent, jaki wpadł mi w dłonie. Był od rodziców. Znajdowała się w nim paczka jej ulubionych, mugolskich słodyczy, które udało im się kupić oraz złoty pierścionek ze szklanym "bąblem"... który otaczał malutkie płomyki. Przedstawicielki płci pięknej aż westchnęły z zachwytu. Od razu założyłam go na palec. Sięgnęłam po drugi. Gdy byłam w środku rozwalania pudełka chroniącego rzeczy znajdujące się w środku, dziewczyny zostawiły mnie samą na rzecz śniadania, na które nie poszłam. W środku był prezent od Eleanore - "Jak pokochać Quidditcha - książka dla sceptyków" (cała Elea, pomyślałam) i bransoletkę z jasnozielonych kryształków z magicznymi iskierkami w środku, dzięki którym błyszczały. W podarunku od Lis dostałam lusterko ze złotą ramką, na której gdzieniegdzie znajdowały się małe, pomalowane na krwistoczerwony kolor metalowe różyczki, wtopione w złoto. Na górze znajdowało się mini-godło Gryffindoru. Do tego dochodził naszyjnik, taki sam jak bransoletka od Czarnej (Chyba się zmówiły! - już myślę o spisku...) Dostałam też od niej książkę pt. "666 sposobów na usunięcie natręta". (Ona to wiedziała, co mi dać - myśl Rudej). Od Alice dostałam całą masę kosmetyków (Ach, ta Al... - wypowiedział głos w mej głowie) i buty z takimi samymi kryształkami jak naszyjnik od Lisy, pasujące do całej tej biżuterii (!!!, znowu moje domysły).
Kolejny prezent był od Austy'ego, czyli jak zwykle góra słodyczy, następny od Lou - dał mi książkę "100 sposobów na udobruchanie kota" (xd - dop. aut), potem prezent od Ellie - mała, srebrna magiczna szkatułka, w której znajdowała się karteczka.


"Wszystkiego naj, siostrzyczko.Ta szkatułka jest niezwykła,
ale jej tajemnicę odkryjesz sama,
w odpowiednim czasie.
                                    Ellie."
Troszkę się zdziwiłam, ale postanowiłam dalej przeszukiwać prezenty.
Otworzyłam kolejną paczuszkę, tą od Matta. Zobaczyłam tam złote pióro. A więc zostały już tylko dwa... Stop. Dwa? Przecież został już tylko Jack... Otworzyłam jeden, w którym na jakiejś rzeczy znajdowała się króciutka wiadomość.

"Od Avril."
Uśmiechnęłam się. No, tego się nie spodziewała. Odłożyłam na bok karteczkę i spojrzałam na zawartość prezentu. Była to lilia, taka, którą da się włożyć za ucho. Miała zółte płatki z zielonymi już końcami. Była widocznie zaczarowana tak, aby nie więdła. Skąd ona znała takie czary, skoro jest dopiero na pierwszym roku?*
No cóż, teraz został tylko ten od Jacka. Gdy go otworzyłam, pomyślałam, że chyba wszyscy moi przyjaciele uknuli jakiś plan przeciw niej.
W środku bowiem była przepiękna, zielona suknia, do której pasowała cała biżuteria i buty, które także dostała, a nawet lilia od Avril. Nie mogąc się powstrzymać, przyłożyłam ją do siebie przed lustrem. Jednak gdy chciałam już wyrzucić wszystkie opakowania po upominkach, zauważyłam, że w prezencie od Jacka zostało coś jeszcze.
Okazało się, że był to latający we wszystkie strony w przezroczystym pudełeczku złoty znicz.
Była też kartka... co oni mają z tymi kartkami w prezentach!?

"Jutro bal halloweenowy, więc może poszłabyś na niego ze mną?
                                                                                                   Jack"
Zaśmiałam się pod nosem. Sukienka musiała być droga, więc z nim pójdzie... Obietnica spełniona zostanie - pójdę z nim tam. Jednak niczego dalszego nie mówiłam, więc mogę sobie od razu sobie iść - ja miałam tylko z nim pójść. Nikt nie wymagał nic więcej...

***

* - Avril, jak możecie się dowiedzieć z notki pt. "Mecz Gryffindor - Ravenclaw", jest w drużynie gryfonów na stanowisku pałkarza, a jest na pierwszym roku. (TERAZ SPOJLER) Jak wiadomo z którejś tam części HP, Harry także dostał się do drużyny jako szukający na pierwszym roku - gdy pierwszy raz wsiadł na miotłę, a nauczycielka się oddaliła po coś tam, Potter pokłócił się o coś tam z Malfoyem i złapał jakąś tam kulę. McGonagall jednak zauważyła go, i na pierwszym roku przepuściła do drużyny. Także i u 11-letniej Avril wykryto szybko talent, więc została pałkarką. Takie wytłumaczenie poprzedniej notki ;)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

6. Mecz Gryffindor - Ravenclaw [Prolog]

*
Wstała o 5 rano. Miała ostatni trening przed meczem. Gdy przebrali się już wszyscy i wyszli na boisko, wzlecieli na gwizdek Precka do góry na swoich miotłach. zaczęli podawać do siebie kafla. Przeszli do strzelania bramek.

*

Szła na trybuny Gryffindoru w czerwono-złotym szaliku, zaciągana przez przyjaciółki. Zaczął się mecz.

-WITAM! WITAM! DZISIAJ BĘDĘ KOMENTOWAŁ TEN MECZ! A oto i drużyna Ravenclawu: Ścigający - Dennis Quarck, Friderick Whorther i Patrick Klennett! (lolz, nie miałam pomysłów - dop. aut. ;D) Pałkarze  - Tom Drenn i jego brat Andrew Drenn! Obrońca - Jenny Laken! I Mike Sorthen - szukający, oraz kapitan drużyny Krukonów!Jak można się było spodziewać, z niebiesko-brązowych trybun rozlały się okrzyki oraz oklaski.
-A teraz drużyna Gryffindoru! - kontynuował komentator. - Ścigający: Matt Herry, Eleanore Avalenties i Will Tirror! Pałkarze - Cristopher Reingar i nowo nabyty skarb - Avril Serrene! - tu uśmiechnęłyśmy się szeroko do Avril błądzącej wzrokiem po trybunach.- Obrońca - Marry Binnie! I nasz wspaniały, świetny, najlepszy... - tu uchylił się przed trzepnięciem McGonnagal w głowę - szukający oraz kapitan drużyny, JACK PRECK!Na miotle wyleciał Jack, podczas gdy Gryfoni zaczęli wiwatować i klaskać.

-AVALENTIES ODRAZU PRZEJMUJE KAFLA, PODAJE DO HERRY'EGO, HERRY ZBLIŻA SIĘ DO BRAMKI KRUKONÓW... I GOL!!! 10:0 DLA GRYFFINDORU!Gdzieś nad ich głowami pewien gracz wypatrywał małej, złotej piłeczki. I nagle zobaczył błysk... Poleciał w stronę znicza.
-COŚ MI SIĘ WYDAJE, ŻE PRECK COŚ ZAUWAŻYŁ! SOTHEN ZRÓWNAŁ SIĘ JUŻ Z NIM, LECĄ RAMIĘ W RAMIĘ... I JEST! PRECK ZŁAPAŁ ZNICZ! GRYFFINDOR WYGRYWA 160:0!!! I NA DODATEK WIDZĘ, IŻ GRYFONI POBILI REKORD SZKOŁY - WYGRALI MECZ W CIĄGU CZTERDZIESTU OŚMIU SEKUND!!! BRAWO!
Wybiegliśmy i zaczęliśmy gratulować Jackowi. Uścisnęłam go.
-Gratuluję.
To jedno, wypowiedziane bez ironii, bez sarkazmu słowo uszczęśliwiło go bardziej niż dziesiątki takich słów wypowiedzianych przez innych.

*

To takie za 100 wyświetleń :>

niedziela, 16 czerwca 2013

5. Podstęp [Prolog]

Wyszła na korytarz, kierując swe kroki do biblioteki. Jednak to, co po drodze zobaczyła, dało jej inny cel. Ledwo powstrzymała się od wybuchnięcia, postanowiła zrobić to podstępem.
  Co się takiego stało? Jedna z wielu czynników, dlaczego Em nie chce być z Jackiem - właśnie znęcał się nad jakimś pierwszoroczniakiem.
  Podeszła do niego. Położyła mu rękę na ramieniu. Gdy spojrzał na nią, uśmiechnęła się. Bardzo się zdziwił.
-Hej, Jack... Widzisz, chciałabym z tobą porozmawiać. - powiedziała zakręcając kosmyk włosów na palcu i przy okazji wyciągając mu różdżkę z ręki, czego był nieświadomy. - Chciałam Ci tylko powiedzieć, że... - tutaj nagle uśmiech stał się złośliwy. - ...gdzieś zgubiłeś swoją różdżkę. - mówiąc to, machnęła mu różdżką przed nosem. - oraz że ten pierwszoroczny chłopiec, którym się przed chwilą bawiłeś, bardzo jest Ci wdzięczny za to. - zachichotała.
On aż otworzył buzię ze zdziwienia. Ona zaś uśmiechnęła się do pierwszorocznego i pomogła mu wstać (pierwszorocznemu(leżał)). Odeszła, rzucając mu (Jackowi) spojrzenie mówiące "jeszcze-się-policzymy-nie-ujdzie-ci-to-na-sucho".

*

Rudzielec!? Rudzielec i podstęp!? Nie... coś mi się musiało przewidzieć! A jednak... Zaraz, zaraz! moja różdżka... Em mi ją zabrała! Tylko gdzie ona (Ruda) może być!? Dobra, idę jej szukać.

*

Była godzina 23:45. Nów.
Pewna zielonooka dziewczyna postanowiła, że pójdzie rozmyślać...
A, że dziewczyna ta była osobą tajemniczą, o wielu sekretach, mocach, które są tak silne, że mogłyby zabić najgorszy czarny charakter, udała się po to do...
Udała się do Zakazanego Lasu.
Znalazła swoje ulubione miejsce - przewalone drzewo, przy którym rosła wierzba, której liście zasłaniały aż do ziemi.
Usiadła na pniu. wyciągnęła swój magiczny pamiętnik, który powodował kopnięcie prądem każdej osoby, która nie jest jego właścicielką, jeśli to nie pomoże, falę prądu, aż do znikającego tekstu. Tak, był bardzo zabezpieczony, w szczególności ze względu na tajemnice, które skrywał, tajemnice jego właścicielki, tajemnice całego świata. Otworzyła go i zaczęła pisać. Prócz sekretów przelewała do niego także swoje opowiadania, wymyślone teksty piosenek, rysowała w nim... był jej największym skarbem. Był to pamiętnik, na którym wypisane były ozdobnym pismem, złotym atramentem inicjały: E. E. N. - pod nimi znajdował się napis: Życie tak proste, a tak skomplikowane... Tajemnica życia odkryta została dawno, lecz śmierć swój sekret zbyt pielęgnuje, aby jakikolwiek ludzki umysł mógł go zdobyć, jednak jest jedna osoba, jedno serce, jeden umysł, jedno ciało, którego przeznaczeniem jest wypełnienie tej jakże trudnej misji. Serce Gryffindora... Dusza Slytherina... Umysł Ravenclaw... Pracowitość Hufflepuff... - a pod tym jeszcze jedno, zagadkowe: Pamiętaj... Pamiętaj,  aby pamiętać. Pamiętać, by nie bawić się  w bohatera, bowiem tylko jeden taki na świecie, co go to zadanie z powierzchni Ziemi nie zmiecie... - wiedziało o nim tylko kilka osób na całym świecie. Nagle ta rudowłosa dziewczyna zaczęła śpiewać...
Zaczęły się schodzić różne stworzenia z lasu, lecz ona nie bała się. Wiedziała, co się dzieje, wiedziała, co robi... Ale nagle zauważyła, że... jest tu Wyżełłak (xD - dop. aut.)! Jest także nieznany jej dotąt ciemnobrązowy wilk i  jasnobrązowy zając, jednak nie zauważyła pasikonika. Podeszła do Wyżełłaka nadal śpiewając, co zapewniało jej ochronę, po czym spojrzała mu w oczy... Louis! To był Louis! Spojrzała w oczy zająca... dlaczego ten zając ma oczy jak Matt!? Potem, gdy zobaczyła oczy wilka, już była pewna... wilkiem był Jack! Oni są animagami! Oczywiście, już wcześniej się tego domyślała, ale dopiero teraz zobaczyła to na własne oczy... Aż zaniemówiła... Co oznaczało, że przestała śpiewać... Nagle wszystkie wrogie stworzenia - łącznie z Louisem - chciały się na nią rzucić, ale w porę się opamiętała i zaczęła mówić do chłopaków według wymyślanej na poczekaniu melodii.
-Spadać, chłopaki, przebywanie ze mną w tej chwili jest niebezpieczne, odciągnijcie Louisa, bo sam nie odejdzie, póki śpiewam, a jak nie śpiewam, jestem narażona na niebezpieczeństwo, i idźcie ode mnie jak najdalej - śpiewała do nich swoim czystym, pięknym głosem.
Wilk i zając pokiwały głowami. Gdy wreszcie odciągnęli na bezpieczny dystans ich kolegę (czyt. tak daleko, aż nie było mnie słychać), roześmiała się głośno. Prawda jest taka, iż ona nakłoniła wszystkie wrogie stworzenia do tego w ich podświadomości, aby zaczęły uważać ją za potencjalną ofiarę - inaczej nigdy by jej nie zaatakowały, w końcu wszyscy prócz ludzi wyczuwają aurę mocy, a ta u niej jest większa niż u każdego, kogo spotkały te kreatury - nawet samego Dumbledora. Zaczęła rysować. Narysowała wilka... sama nie wiedziała, czemu. a potem zaczęła rysować twarz... okulary... rozczochrane włosy... i nagle zdała sobie sprawę z tego, kogo rysuje. Przecież ona rysuje Jacka... Natychmiast zamazała dzieło (Muahahahaha... Chyba jednak się troszkę przeceniam z tym dziełem... pomyślała wtedy Ruda - dop. aut. xD). Była zła, że ktokolwiek usłyszał to, jak śpiewa... Była zła, że Louis usłyszał jej śpiew, że jak wszystkie zwierzęta lub pół-zwierzęta przyszedł do niej, a za nim chłopcy... Była zła, że usłyszeli to akurat oni... Była po prostu zła. Znowu zaczęła śpiewać, a kolejne stwory zaczęły do niej podchodzić i kłaść się przy niej, słuchając jej kojącego głosu.
*
Ta piękna dziewczyna znowu go zaskoczyła. Już był pewien, że to Ona.
Że to ta jedyna.

*
Pamiętaj... Pamiętaj, aby pamiętać.

piątek, 14 czerwca 2013

4. Hogsmeade cz.2 [Prolog]

Usiedli na trawie i zaczęli obmyślać plan.
Gdy skończyli, złapał ją za dłoń i uśmiechnął się (pam para pam!) huncwocko. Spojrzał w jej oczy koloru trawy, które wyrażały ostrożność... Ale nie wyrwała dłoni - pierwszy sukces!
Zaczął przybliżać swoją twarz do jej twarzy, gdy nagle... ona zmarszczyła delikatnie brwi i kopnął go prąd! Spojrzał na nią ze zdziwieniem. Ona się uśmiechnęła.
-No, co się dziwisz? Myślałam, że dział ksiąg zakazanych macie już z chłopakami dawno za sobą... I nie, nie da się tego opanować - ja to mam od urodzenia, jak zresztą cały mój ród. - powiedziała, uprzedzając pytanie chłopaka.
-Czyli Ellie...
-Tak, ona panuje nad lodem i chłodem, jak to mawia. - on uśmiechnął się. - Ale teraz przynajmniej, mam nadzieję, nie będziesz się mi narażał. Bo już wiedz, iż to tylko wierzchołek góry lodowej.
-No, nie wiem, czy to wystarczy, by mnie odpędzić... - odparł Jack.
-Wystarczy, wystarczy, ale teraz odprowadź mnie z powrotem do Hogsmeade.
-Hmm... Nie.
-Jack!
-Ok, ok...

***

Gdy wrócili, dziewczyny przesłały jej nieme pytania. Ona jednak użyła na nich spojrzenia "potem". Kupili pamiątki i ruszyli razem do zamku. Gdy wróciły do dormitorium, dziewczyny zasypały ją gradem pytań.
-Gdzie byliście!?
-Co robiliście!?
-Jak było!?
-Co się wtedy stało!? - te pytania między innymi usłyszała Em.
-Poprowadził mnie na skraj Hogsmeade, a tam dalej w las...
-CO!? - wykrzyknęły. - Pozwoliłaś mu na to!? Co się z tobą dzieje, dziewczyno...
-...i na małą polankę... - ciągnęła niewzruszona zielonooka. - Tam musiałam się, ekhem, obronić, więc kopnęłam go prądem. - Elea już otwierała usta, aby coś powiedzieć, ale dziewczyna jej na to nie pozwoliła. - i nie, nie chciał mi zrobić krzywdy czy coś, tylko pocałować. - jej współlokatorki odetchnęły z ulgą. - i w ten sposób niestety zdradziłam mu ten element życia każdej osoby z mojej rodziny, jakim jest władanie żywiołami itp. - zakończyła. Nie powiedziała im jedynie o planie zeswatania Lisy i Louisa.

*

Tymczasem w pokoju chłopaków działo się coś podobnego.
-...Zmarszczyła wtedy lekko brwi i kopnął mnie prąd! - mówił Jack. - i wtedy mi o tym powiedziała... - im naturalnie też nie powiedział o planie, przecież Louis z nimi siedział.

*
Alice wróciła do Hogsmeade. Poszła z chłopakiem do Trzech Mioteł. Nudziła ją już paplanina podekscytowanego Krukona. Powiedziała mu więc, że musi do toalety, ponieważ ta znajdowała się przy tajnym przejściu do Hogwartu, przez które uciekła swojemu dzisiejszemu towarzyszowi. Gdy weszła do dormitorium, dziewczyny nie zadawały jej pytań - wiedziały, że ich koleżanka chce zniechęcić ucznia Ravenclawu do siebie. Niestety, nie udało się to jej, dlatego też postanowiła go unikać. Głupiec...

*

czwartek, 13 czerwca 2013

4. Hogsmeade cz.1 [Prolog]


~^~^~^~^~^~

Nareszcie nadszedł dzień wyjścia do Hogsmeade. Jack był szczególnie podekscytowany - w końcu pierwszy raz będzie z Em. Może i idą całą ósemką, ale on będzie się starał zostać z nią sam na sam, w czym będzie mu pomagać reszta chłopaków. Może nawet coś z tego wyjdzie?
Tymczasem dziewczyny (żadna nie miała partnera, dlatego też wszystkie zgodziły się na wspólny wypad) były w średnich humorach. Em domyślała się, że Jack będzie ją odciągał od reszty towarzystwa. Lisa bała się, ponieważ będzie z nimi Louis, Alice nic sobie nie robiła z wypadu, a Elea troszeczkę stresowała się przed pierwszym w tym roku szkolnym meczem quidditcha, który miał się odbyć już za dwa tygodnie. Nie stroiły się, no, może Lisa założyła spódnicę, co nie jest zbytnio w jej zwyczaju. Ponieważ do wyjścia czasu było jeszcze dużo, zaczęły pogawędkę.
-Hej, słyszałyście o tym, co zrobili Psotnicy jakiejś Puchonce? - zapytała Eleanore.
-No cóż, ja to słyszałam, ale widzieć też mi się udało - uśmiechnęła się Ruda.
-Taak!? I co? I co? Naprawdę oblali ją miodem?
-Nie... dżemem! - odpowiedziała im. - i wysypali na nią piórka... i wylali trochę atramentu na ubranie...
Dziewczyny wyobraziły ją sobie i wybuchły śmiechem.

***
Gdy nadeszła 15, zamiast ustawić się w kolejce i być sprawdzani przez woźnego, chłopcy zaciągnęli dziewczyny do jednego z tajnych przejść do Hogsmeade. Skierowali swe kroki do Trzech Mioteł.
Jack, Matt i Elea zaczęli rozmawiać o quidditchu, Em, Lis i Al plotkować a Louis i Austy, na prośbę Jacka, przysłuchiwać się im. Gdy wyszli z misją kupienia pamiątek i (w przypadku chłopców) materiałów na nowe psoty, Jack zaczął myśleć(!!!), jak uzyskać chwilę samotności z rudzielcem.
Nie... nie... nie... obrazi się... wybuchnie gniewem... tu znowu strzeli focha... zbyt głupie - to na 100% się nie uda... hmm... dobra, mogę spróbować tego.-Emer...
-Co? - przerwała mu.
Podszedł do niej (wcześniej stały pomiędzy nimi Lis i Czarna) i szepnął:
-Chcę Ci coś pokazać.
Dziewczyna zmrużyła swoje mocno zielone oczy i kiwnęła głową patrząc na niego czujnie.

***

Złapał ją za nadgarstek i pociągnął za sobą, puszczając oczko do Matta.
Poprowadził ją na skraj Hogsmeade, a tam dalej, w umiejscowiony tam las.
Gdy doszli na miejsce, aż westchnęła z zachwytu.
Była to bardzo mała polanka, w większości zakryta koronami drzew. Światło przechodziło przez szczeliny pomiędzy liśćmi. trawa nie była wysoka, ale też nie niska. Co kilkanaście centymetrów rosła jakaś stokrotka lub inny mały kwiatek. Wszystko otaczały drzewa. Takie polanki zapewne nie były czymś rzadkim, ale zachwycały swym widokiem.
-Jak tu pięknie... - szepnęła.
Jack uśmiechnął się szerzej.
-Wiem. Właśnie dlatego Cię tu zaprowadziłem. - spojrzał na nią. - zaprowadziłem Cię w miejsce, które jest chociaż trochę tak ładne, jak ty.
Ona także się uśmiechnęła.
- Panie Preck, za dobrany komplement 5 punktów dla Gryffindoru. - powiedziała naśladując głos jednej z nauczycielek.
Zaśmiali się. Ruda zdziwiła się, że można z nim choć trochę normalnie rozmawiać... mimo, iż i tak próbował jakoś ją poderwać.
Zaczął bawić się kosmykiem jej ognistych włosów.
-Hmmm... O czym myślisz?
-Louis tak się patrzył na Lis... myślę, że coś do niej czuje.
-Bo czuje! Podkochuje się w niej już od jakiegoś czasu...
-No, widzisz, w takim razie jest to uczucie odwzajemnione. - wyszczerzyła się jeszcze bardziej.


***

EDIT [10.09.2013]:
Dalsze notki, chodzi mi oczywiście o notki od jakoś tak dziesiątego rozdziału, będą lepszej jakości.
Jeśli jesteście nowi, nie zrażajcie się, proszę.
Em Lily.

sobota, 8 czerwca 2013

3. Nie każdy, co e Slytherinie jest, szczyci się swym domem. [Prolog]

Ktoś to w ogóle czyta...?

~^~^~^~^~^~

Światło słoneczne padło na moją twarz, brutalnie wybudzając ze snu. Jak co rano. Była dopiero 6.15, więc poszłam do toalety nie budząc jeszcze współlokatorek. Gdy wyszłam z łazienki, rozsunęłam zasłony i otworzyłam okno.
- Dziewczyny! dziewczyny! 6.40! Wstawać!
Jak zazwyczaj rozpoczęły się jęki obudzonych dziewczyn.
-Ruda, zamknij to okno... Zimno mi...
-Em, jest jeszcze wcześnie!
-Dobra, ja zajmuję łazienkę...
-Ja po tobie!
-Pośpieszcie się tylko!
Uśmiechnęłam się. Gdy wszystkie byłyśmy już gotowe, zeszłyśmy razem do Wielkiej Sali na śniadanie. Naprzeciw usiedli chłopcy, którzy przyszli parę minut po nas. Nagle do Em podeszła Ellie.
-Yhm... Możemy chwilkę porozmawiać? - spytała się mnie.
-Okay? - zdziwiło mnie to, ale zgodziłam się.
Wyszłyśmy we dwie z Wielkiej Sali i skierowałyśmy się w stronę jednej z opuszczonych klas. Gdy do niej weszłyśmy, starsza dziewczyna zaczęła płakać.
-Ellie... co się stało? - zapytałam z troską.
-No... B-bo... m-mój chło-opak mn-nie... rz-rzucił... dla t-tego, ż-że znalazł w n-naszej rodzinie j-jakiegoś mugola... n-nie znałam g-go z t-tej stron-ny... a d-dobrze wiesz, ż-że te w-wredne ź-ździry mnie n-nienawidzą... tak jak ja n-nienawidzę d-domu, do k-którego z-zostałam p-przydzielona! Cz-czem-mu a-ak-kurat Slytherin!? A n-nie ch-chociaż H-huffl-lep-puff...
-Dobrze, już dobrze. - przytuliłam siostrę. - Przetrwamy to. A kim jest ten fałszywy idiota?
-Lucyfer Greengrass.
-Oj, jak dobrze, że znam Psotników... - uśmiechnęłam się złowieszczo.

***

Po lekcjach zaczepiłam Jacka, który bardzo się ucieszył, gdy tylko powiedziałam do niego "cześć". Idiota.
-Właściwie, to chodzi mi o moją siostrę. Chce się zemścić na pewnym chłoptasiu... Zresztą, nie tylko ona. - zaczęłam. - Jest to niejaki Lucyfer Greengrass, ślizgon z szóstego roku, szatyn, czarne oczy. Piszecie się? - spytała.
- Ok, tyle, że wszystko ma swoją cenę... - tu się lekko uśmiechnął.
-Dobra, co chcesz? Nie, nie umówię się z tobą, nie, całus też nie... chociaż, może, jak zemsta się nam bardzo spodoba... - powiedziałam z podstępnym uśmieszkiem.
-Dobra, możemy się bardzo postarać. - Jack uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Idę omówić to z chłopakami.
Zaśmiałam się w duchu. Był słaby w negocjowaniu ze mną, oj, bardzo słaby... Usatysfakcjonowana poszłam do swojego dormitorium.
-Ej, rudzielcu, o czym gadałaś z Wilczkiem? - zapytała Elea.
-Zobaczysz, jak będziesz przy pewnym widowisku... - odpowiedziałam przekornie.
-O co chodzi? - Spytała wychodząca z łazienki Alice.
-Lepiej gadaj, dla kogo się tak wystroiłaś! - wykrzyknęłam - wyglądasz wspaniale! Gdzie się wybierasz?
- Umówiłam się z takim jednym Krukonem... był strasznie nachalny, mam nadzieję, że się odczemi, gdy uzna, że mnie ,,zdobył''. - zaśmiała się złowrogo. - i dzięki. No, ale gadaj! O co chodziło? - spytała.
- Namówiłam głowę Psotników, aby coś zrobili takiemu jednemu gościowi ze Slytherinu - uśmiechnęłam się.
- Uuu...  musiał nieźle zaleźć  Ci za skórę, skoro posyłasz na niego chłopaków - powiedziała, dotąd nieodzywająca się Lisa. - Co takiego zrobił?
Westchnęłam, po czym zaczęłam opowiadać.
*
Tymczasem w dormitorium Huncwotów Psotników trwało planowanie.
- A może by tak poprosić o pomoc Irytka? - spytał Austy.
-Nie... I pamiętajcie, że to musi być coś naprawdę wyjątkowego! - powiedział przejęty Jack.
- Dobra, dobra... To jak już jego...

*
  Zauważyłam, że Jack i Matt pod koniec lekcji wymienili spojrzenia. Uśmiechnęłm się pod nosem. Wiedziałam, że jak obiecam Jackowi coś, za co oddał by najcenniejszą rzecz na świecie, to musi zrobić coś przebijającego ich poprzednie wybryki.
  Moja siostra kończyła lekcje o tej samej porze, co ja, więc poszłam po nią. Znalazłyśmy na pewnym korytarzu ślizgona... całego w dżemie do którego przykleiły się różowe piórka! Do tego całą jego twarz pokrywała gruba warstwa masła, a wisienką na torcie okazało się to, że miał we włosach pełno różnokolorowych pasemek, z czego dominował rażący po oczach turkus i jasny fiolet... jego nautalnego koloru, czyli brązu, było brak Gdyby przyjrzeć się bardziej, można też zauważyć niewielkie kokardki przyklejone do niego w najgorszych miejscach, gdzie tylko mogły być.
Wybuchłyśmy śmiechem, dołączając się do reszty przechodzących obok ludzi. Poszłyśmy dalej, dyskutując, czy była to odpowiednia zemsta...Uzgodniłyśmy, że może być, ale nie wystarczy, a Jack na nagrodę niestety (dla niego) nie ma co liczyć. Gdy przechodziłyśmy obok Psotników, spojrzał na mnie z nadzieją, ale tylko pokręciłam głową.
Pod wpływem spontanicznej decyzji, podeszłam jednak do nich uśmiechając się. Wywołało to na ich twarzach radość (Jack) oraz zdziwienie (reszta).
- No cóż, w nagrodę pocieszenia mogę pójść z wami wszystkimi - tu szczególny nacisk na słowo "wszystkimi" - do Hogsmeade.
I odeszłma, zostawiając chłopaków.
-No, przynajmniej tak jakby się z tobą umówiła... - powiedział lekko rozbawiony Matt do Jacka.

***

Vanessa nieśmiertelna! :D

EDIT 10.09.2013:
Dalsze notki, chodzi mi oczywiście o notki od jakoś tak dziesiątego rozdziału, będą lepszej jakości.
Jeśli jesteście nowi, nie zrażajcie się, proszę.
Em Lily.

piątek, 7 czerwca 2013

2. Rozpoczynamy nowy rok! [Prolog]

p. Vanessa zakupiła nową łyżkę... już się boję...

~^~^~^~^~^~

Weszliśmy w ósemkę do pociągu i zaczęliśmy szukać przedziału.
-Może tu? - spytała Alice.
Chłopcy wymienili rozbawione spojrzenia.
- O co wam chodzi? - spytałam w tym samym momencie, co Lisa.
- Nic, nic... Tylko to ulubiony przedział Ślizgonów. My jesteśmy za, ale  jeśli wy chcecie ich wkurzyć, to spo...
- Szukamy dalej! - wykrzyknęłyśmy chórem wszystkie cztery, przerywając przy okazji Jackowi.
- No ok, ok... czyli kontynuujemy poszukiwania, jak to nasze drogie królowe rozkazały - zaśmiał się Matt.

***
Znaleźliśmy jakiś pusty przedział i wpakowaliśmy się do niego. Zaczęliśmy opowiadać sobie, jak spędziliśmy wakacje.
  Lisa była nad morzem. Opowiadała nam, jak to tam było cudownie (i pokazała swoje oparzenia od słońca). Elea, jak to Elea, pojechała w góry. Znowu. Dała nam do przejrzenia pocztówki z... jedenastu miejscowości. Oczywiście, były piękne. Matt, Lou i Austy ponoć nudzili się w domu, a Alice była w Paryżu... u swojej dosyć odległej rodziny, z którą jednak utrzymują kontakty - rodem Foix. Trochę opiekowała się rocznym Lenem, trochę zwiedzała wielką posiadłość, w której przyszło jej mieszkać w te wakacje, trochę porównywała swoje kosmetyki z kosmetykami Marietty - dziewczyny w jej wieku, pochodzącej z tej rodziny, trochę rozmawiała z przed chwilą wymienioną, a trochę się nudziła.
Jack był cały czas we mnie wpatrzony... nawet nie wiecie, jak to irytuje! Mimo jego nachalnego wzroku, szybko odpłynęłam w krainę snów. Kiedy zbliżał się koniec podróży, reszta dziewczyn wyprosiła chłopaków po czym zaczęły mnie budzić, a muszę wam powiedzieć, że mnie wybudzić jest niezwykle trudno, jeśli nie jesteś się słońcem.
- Em! Em! Obudź się, śpiochu!
Wykorzystały już większość patentów na obudzenie mej osoby, które - mimo starań - nic nie dały, tak więc postanowiły uczepić się ostatniej, ostatecznej deski ratunku.
-Aaa! Em! Em! Jack chce cię pocałować!
Zerwałam się, ze złością i nienawiścią wymierzając policzek powietrzu.
-Ty gumoch... Oh! Dziewczyny... Więcej tego nie róbcie, proszę! No, chyba, że ta okropna groźba się urzeczywistni.
Dziewczyny zachichotały.
-Dobra, gdzie chłopaki? - spytałam rozglądając się po przedziale.
-Wyprosiłyśmy ich jakoś tak z pięć minut temu. Aktualnie powinnyśmy się przebierać, a pociąg dojedzie do Hogsmeade za jakieś... 15 minut.
Szybko się przebrałyśmy i wyciągnęłyśmy kufry.
***

Gdy wysiadłyśmy, szybko zostałyśmy dostrzeżone przez czwórkę, a raczej trójkę chłopaków - Austy właśnie zajadał się pączkiem*. Podeszli do nas i w ósemkę usiedliśmy w jednym powozie. Gdy testrale wylądowały już (Em je widzi - ma przecież kota, który przynosi jej czasami martwe, a czasem pół-żywe małe zwierzątka, wyziewające ducha przy niej...), wyszliśmy i z uśmiechami skierowaliśmy się do zamku, na ucztę powitalną. Gdy wszyscy zasiedli do stołów przynależnych im domów, weszli nowi uczniowie, przemoczeni i odrobinę przestraszeni. Gdy Tiara odśpiewała już swoją piosenkę, rozpoczęła się Ceremonia Przydziału.
-Felicjan Lizzyl.
-Slytherin!
-Avril Seler.
-GRYFFINDOR!!!
Wszyscy wstaliśmy i zaczęliśmy klaskać. Avril chciała zająć miejsce obok innych dziewcząt, ale tamte... wyśmiały ją i powiedziały, aby usiadła sobie... tu nie usłyszałam. Avril zaczęła płakać, a ja... podeszłam do niej i powiedziałam, aby usiadła obok mnie. Ona uśmiechnęła się przez łzy i poszła ze mną.
-Widzisz, Avril, ja jestem Em, tu, po drugiej stronie, obok mnie, siedzi Lisa, Obok Lisy Alice, obok której siedzi Eleanore. Naprzeciwko mnie siedzi Jack, obok którego jest Matt, przy którym siedzi Louis, obok którego siedzi Austy.
Rozmawialiśmy z dziewczyną. okazało się, iż była bardzo sympatyczna.
Nagle wstał Dumbledore. Uciszył wszystkich ręką uniesioną w górę.
-Witajcie, nowi uczniowie, i witajcie starzy znajomi! - zaczął. - Jak co roku powtarzam, wchodzenie do Zakazanego Lasu jest zabronione, nie drażnić ośmiornicy, i obie te rzeczy nie mówię tylko do pierwszorocznych - tu spojrzał w stronę Psotników - a lista nowych zakazanych przedmiotów, które wprowadził pan Filch, wisi na drzwiach od gabinetu woźnego. Ale, nie będę Was tu więcej zagadywał. Wcinajcie!
Na stołach pojawiły się potrawy. Większość pierwszorocznych zrobiła wielkie oczy, na całej reszcie nie zrobiło to wrażenia - jeśli byli na pierwszym roku nauki, to zostali uświadomieni np. przez rodzinę, a jeśli to ich następne lata w Hogwarcie, to byli już przyzwyczajeni.
  Znowu zaczęłam rozmawiać z wszystkimi, nakładając sobie jedzenia. Potem wszyscy zajęli się swoimi talerzami. Po uczcie, razem z prefektami, odprowadziłyśmy Avril o aż pod dormitorium, w drodze do którego wszystkie inne pierwszoroczne Gryfonki - i nie tylko Gryfonki - patrzyły na nią z zazdrością. Gdy wróciłyśmy do naszego dormitorium, rzuciłyśmy się na łóżka.
-Nareszcie w domu... - powiedziała Alice.
-Widziałyście nasz plan? - spytała Elea. - okropny!
- A słyszałyście o tym, jak ta bramkarka Ślizgonów...
***

* - jak ktoś jest szczególnie dociekliwy, to jadł on pączka z lukrem pistacjowym posypanego truskawkową posypką i czekoladowym nadzieniem ;D
Lajf is brutal, więcej weny nie ma ;)

EDIT 10.09.2013:
Dalsze notki, chodzi mi oczywiście o notki od jakoś tak dziesiątego rozdziału, będą lepszej jakości.
Jeśli jesteście nowi, nie zrażajcie się, proszę.
Em Lily.

1. No to jedziemy [Prolog]

Tia... Co dopiero założyłaś bloga kobieto, gdzie Ci się tak śpieszy!? No cóż, pani Vanessa (wena) mnie pogania łyżką :p.
Dobra,  bez przynudzania, zaczynamy.
~^~^~^~^~^~
Promienie słońca wolno przechadzały się po pokoju trzynastoletniej Lily Evans - dokładniej, moim.
Otworzyłam oczy. Jutro jadę do Hogwartu...
Wstałam i zaczęłam się ubierać. Moja kotka wskoczyła na łóżko trzymając jakieś poszarpane zwłoki małego zwierzątka w zębach.
-Cześć, Isabel. Co tam masz? Czy to mysz? Nie...
Nagle pisnęłam. To był chomik mojej siostry Ellie, Ironia!*
-I co ja teraz zrobię... O! już chyba wiem!
Wyrwałam kotu ciałko (chomika). Otworzyłam okno i wyrzuciłam przez nie kreaturę.
-Emusiu, kochana obudź się i chodź na śniadanie!
-Już idę, już idę Mamo! - krzyknęłam nie zwracając uwagi na ,,Emusiu''.


***

 Ogarnęłam się szybko i zbiegłam ze schodów** do kuchni. Usiadłam, uśmiechając się do rodzicielki krzątającej się w kuchni, po czym zjadłam szybko śniadanie i pobiegłam z powrotem do swojego pokoju na górę sprawdzić, czy wszystko jest okay.
-Masz wszystko? - usłyszałam po chwili głos mamy z dołu.
-Tak, na pewno...-potwierdziłam -...i definitywnie! - dodałam uprzedzając jej pytanie.
-Dobrze, dobrze. Ale na 100%?
-Mamo!
-No ok, ok - powiedziała. - A ty, Ellie!? Jesteś gotowa!?
-Tak! - udało się mi usłyszeć.
-No to bierzcie kufry i klatki i jedziemy! - krzyknęła matka.
Podniosłam klatkę dla kotów. Isabel spała akurat na moim łóżku, więc udało się ją szybko złapać - oczywiście nie obeszło się bez nowego zadrapania na rękach - i wepchnęłam ją do jej kubła.
Nagle usłyszałam pisk.
- Boże, boże, boże! Gdzie jest Ironia!? - usłyszałam zmartwiony głos siostry.
Poczułam wyrzuty sumienia. Jej chomika w końcu zabiła MOJA kotka... Może jednak udawać, że nic się nie stało? Tak, chyba tak zrobię. W końcu to był tylko zwykła, wredna i sprytna kreatura, wciąż uciekająca z klatki... I tylko dlatego umarła!
***

Przekroczyliśmy wszyscy już barierkę i znaleźliśmy się na peronie dziewięć i trzy czwarte. Rzuciłyśmy się do odnajdywania znajomych. Właśnie się zaczynałam rozglądać, gdy zza moich pleców usłyszałam piski trzech dziewcząt. Trzynastolatka z  dwoma czekoladowymi kucykami rzuciła się mi na szyję. 
- Dobra, Lisa, możesz ją już puścić... zostaw choć trochę dla nas! - zaśmiały się dwie pozostałe. Wcześniej wspomniana osoba odsunęła się z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Cieszę się, że Cię widzę, ruda - zachichotała blondynka.
-Też się cieszę, że Cię widzę, blondi - pokazałam Alice język.
-A ja to co!? -  powiedziała z udawanym oburzeniem szatynka o imieniu Eleanor.
-Nie martw się, za tobą tęskniłam najbardziej - powiedziała uśmiechając się do niej jeszcze szerzej.
Nagle podeszły do nich cztery okazy prosto z zoo, zwane również Psotnicy, czyli Jack, Matt, Louis i Austy.
-Ooo, a to co? Widzę dzikie kotki na peronie! - Odezwał się Matt.
-Ooo, a to co? Widzę cztery małpy na peronie! - odgryzła mu się Lisa.
***

*Ironia - tak, to jest imię chomika.
** - mieszkają w dwupiętrowym domu.

EDIT 10.09.2013:
Dalsze notki, chodzi mi oczywiście o notki od jakoś tak dziesiątego rozdziału, będą lepszej jakości.
Jeśli jesteście nowi, nie zrażajcie się, proszę. Gdy moje umiejętności pisania się trochę bardziej poprawią, zacznę edytować te notki i poprawiać ich zawartość, pewnie robiąc przy tym mnóstwo facepalm'ów z powodu po prostu niskiej jakości tych notek.
Em Lily.