Czytasz, czytasz, nagle to spotykasz... Co to je? A to są strony.

sobota, 28 września 2013

25. Bliźniaczki Foix

  Jak ja mogłam zapomnieć o swoich urodzinach!? Eh, nie ma to jak nauka. W każdym razie, impreza była wspaniała. Tańczyłam ze wszystkimi, nawet z Potterem, co było naprawdę niezwykłe samo w sobie. Mimo wszystko, bawiłam się przy tym wyśmienicie, bo może i jest zadufanym w sobie, nadętym gumochłonem, ale tańczy niczego sobie.
Na imprezie był też alkohol, tak więc wszyscy obecni (oprócz mnie - nawet Ann i Remus się napili!) byli bardzo wdzięczni osobie, która wysadziła stół, bo nie dość, że tego dnia mieli wolne, to jeszcze drugiego będą mogli odpocząć po nieprzespanej nocy, pełnej wrażeń i (niestety) procentów.

۞

Piątek, 10 listopada.
  Już za trzy dni wyjeżdża Mary... Dlaczego musiałyśmy tak brutalnie stracić przyjaciółkę? Znaczy się, oczywiście, będziemy do siebie pisać... Ale to już nie to samo.
Tego dnia jednak nie było mi dane spędzić całej doby z panną Cook.
Gdy szłam samotnie korytarzem w stronę biblioteki, w której siedziała reszta dziewczyn, ktoś nagle zatkał mi usta dłonią i zaczął gdzieś ciągnąć. Oczywiście, szarpałam się niemiłosiernie.
Dociągnął mnie do jakiejś opuszczonej klasy i puścił.
-Potter!? - wściekłam się. - o co ci (przekleństwo) chodzi!?
-Chciałem się tylko spytać... - zaczął z chytrym uśmieszkiem. - ...czy umówisz się ze mną, Evans?
-Możesz sobie co najwyżej pomarzyć, kretynie!
-No, właśnie sobie marzę...
-Eh, nie chce mi się z tobą użerać. Spadaj, Potter...
Po czym wyszłam z pomieszczenia. Co za idiota!
Jednak ten głupek za mną poszedł...
-Evans, umów się ze mną. Evans, umów się ze mną. Evans, umów się ze mną. Evans, umów się ze mną. Evans, umów się ze mną. Evans, umów się ze mną. Evans, umów się ze mną. Evans, umów się ze mną. Evans, umów się ze mną. Liluś, umów się ze mną...
-Nie, nie nie i NIE! I nie mów do mnie Liluś! - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do swoich przyjaciółek. Na szczęście, ten debil nie próbował już mnie zatrzymać.

Poniedziałek, 13 listopada.

Pożegnałyśmy się wylewnie z Mary. Obiecałyśmy pisać do siebie listy, być w ciągłym kontakcie... mimo wszystko będziemy strasznie tęsknić. W końcu tak się zżyłyśmy przez te trzy lata!
Odlatywała powozem do Hogsmeade, skąd miała wyruszyć do Paryża. Już prawdopodobnie nigdy nie miałyśmy się zobaczyć...

۞

Uśmiechnęła się. To już dziś! Dziś wylatuje ze swoją ukochaną siostrą bliźniaczką do nowej szkoły, w Anglii... do Hogwartu. Była szczęśliwa. Mają nową szansę.

Wtorek, 14 listopada.

-Drodzy uczniowie, ponieważ do naszej szkoły przyjechały dwie nowe uczennice, dlatego też musimy dokonać przydziału. - powiedziała McGonagall do siedzących przy stołach osób. - Teraz wyczytam wasze nazwisko i imię, a gdy to zrobię, to wyczytana będzie musiała podejść do stołka, na którym siedzi tiara, założyć ją i usiąść. Ona Was przydzieli do odpowiedniego domu. - zwróciła się do dwóch wyglądających na sympatyczne blondynek.
-Foix, Angela.
Ta z jednym brązowym, a drugim miodowozłotym okiem założyła nakrycie, które nie zaśpiewało swojej piosenki - nie ułożyło jej jeszcze, bo w końcu zawsze miała na to cały rok, a do dziś tylko troszkę ponad dwa miesiące...
No, no, no. Odważna, śmiała. Bystra, ale do Ravenclawu się nie nadajesz... nie, nie Hufflepuff... Slytherin w ogóle by Ci nie pasował. Zostaje nam tylko...-Gryffindor! - wykrzyknęła. Stół Gryffindoru zatrząsł się od oklasków.
-Foix, Aurora.
Hufflepuff? Jesteś uczciwa, pracowita... jesteś, ale nie pasujesz mi tu. Slytherin odpada, tak samo jak siostra - bystra jesteś, ale do Ravenclawu się nie nadajesz... Jesteś mniej śmiała niż Twoja bliźniaczka, ale i tak odważna, więc...
-
Gryffindor! - ryknęła tiara, a Gryfoni znowu zaczęli klaskać.
McGonagall, nie wiem dlaczego, ale skierowała kroki w naszą stronę.
-Panno Collins, Evans, Green, Meadowes. Nowe dziewczęta zamieszkają z Wami. - po czym poszła do stołu nauczycielskiego.
-Hej, jestem Angela, a to moja siostra bliźniaczka, Aurora. - Zaczęła mówić pierwsza, która poszła do przydziału.
-Ja jestem Lily, a to moje przyjaciółki: Dorcas, Rose i Ann. - uśmiechnęłam się do nich.
-Możemy się przysiąść? - zapytała druga z sióstr.
-Oczywiście! - powiedziałyśmy chórem.

۞۞۞

-To gdzie mamy spać? - spytała Angie*.
-Tu - wskazałam obojętnie niegdysiejsze posłanie Cheyenne - i tu... - powiedziałam z ledwo dostrzegalnym bólem na myśl o Mary, jednak bliźniaczki i przyjaciółki go zauważyły.
-To może ja tu - powiedziała odważniejsza panna Foix, wskazując niepewnie łóżko, kiedyś należące do dziewczyny o imieniu Maryanne.
-Ok, to ja tu. - Aurora skierowała się w stronę łoża naszej byłej współlokatorki, na którą prawie w ogóle nie zwracałyśmy uwagi - stało obok tego jej siostry.
Zaczęły wypakowywać ciuchy.
-Skąd jesteście? - spytałam je, szukając tematu do rozmowy.
-Z Francji - powiedziała jedna - dokładniej to z Paryża.
-Naprawdę? - nie kryłam zdziwienia. - mówicie idealnie po angielsku, a waszego akcentu w ogóle nie słychać...
-Dzięki - zaśmiała się druga. - Miło słyszeć.
Ale po tym nastała cisza, która była nie do zniesienia.
Ale cóż poradzić, w końcu wszystkie moje przyjaciółki - łącznie ze mną - wolałyby, aby na ich miejscu stała teraz Mary.

۞۞۞

 Wszyscy czterej siedzieli w pokoiku pod płytą. Planowali następny kawał, oczywiście.
Remus rozejrzał się po pokoju. Niby znali jego każdy kąt, jednak po chwili przyglądania się pomieszczeniu zauważył...

۞۞۞

MUAHAHAHAHA! Ahh, czyż wszyscy nie uwielbiają podobnych temu wyżej zakończeń? :P
* - już dałam im zdrobnienia, heh :D Angie(/Angeluś xD) - zdrobnienie od imienia Angela. Aury/Auroruś(xD) będzie od Aurora.
Yeah, wracamy do starych dobrych gwiazdek? ;D
I poprawiam, "Gdy Ci smutno, gdy Ci źle - włącz blogaska - uśmiej się!" :)
Medżig miała rację ._.

środa, 25 września 2013

24. ,,Przecież ty dzisiaj masz urodziny!"

Piątek, 20 października


Szła korytarzem. Miała jakieś takie wrażenie, że niedługo będzie coś ważnego... tylko nie mogła sobie przypomnieć, co.
  Gdy Rose doszła wreszcie do swoich przyjaciółek i jej oko zawiesiło się na rudej czuprynie Lily, oświeciło ją. Przecież za dziesięć dni są jej urodziny!
  Dała byle jaki pretekst, by odciągnąć od zielonookiej resztę towarzystwa i poinformowała dziewczyny o zbliżającym się święcie.
-Dziewczyny! Słuchajcie, bo dziś jest dwudziesty...
-No i? - spytała Dorcas.
-Nie przerywaj mi... trzydziestego nasza ruda wiewióra będzie miała czternaście lat.
-No tak! Jak mogłyśmy o tym zapomnieć? - jęknęła obecna jeszcze Cook.
-Byłyśmy tak zajęte wykorzystywaniem czasu z Mary, że zupełnie nam to wyleciało z głowy. - powiedziała spokojnie Ann.
-No cóż, to trzeba teraz tylko pójść do Huncwotów i poprosić ich o zorganizowanie imprezy, tylko pewnie będą chcieli coś w zamian...
-Pfft! Nagrodą będzie już samo to, że będą automatycznie mieli zaproszenie na przyjęcie. - prychnęła Collins.
-Z resztą, dla Ciebie, Ann, Remus zrobi wszystko? - Dori pokazała przyjaciółce język.
Blondwłosa zarumieniła się tylko i nie skomentowała wypowiedzi przyjaciółki.
-Jest tylko jeden problem... - zauważyła Mar*. - będziemy musiały ją przez większość czasu ignorować.
-No, chyba, że chłopaki się wszystkim zajmą. - dokończyła Rose.

***

Ten sam dzień.

-Kochanie...
-Tak, Ann?
-Bo widzisz, Lily ma urodziny niedługo... moglibyście się zająć imprezą? - zrobiła maślane oczka.
-No, nie wiem... - zaczął się z nią droczyć.
-Nie daj się prosić. - cmoknęła go w policzek. - a teraz?
-Może uda się coś załatwić. - powiedział, po czym...
Tak, jak się pewnie domyślacie, zatonęli w pocałunku.


***

Sobota, 21 października.
-Hej, chłopaki, robimy trzydziestego wieczorem imprezę? - zapytał znienacka Lupin.
-No, Remi! Nareszcie zaczynasz być prawdziwym Huncwotem. Jasne, że tak! - odpowiedział mu Syriusz.
-Ale czemu akurat wtedy? - spytał James.
-Jakoś tak.
-No dobra, uznajmy, że ci wierzymy.

***

Poniedziałek, 30 października.

Siedziałam przy stole Gryffindoru obok Ann, gdy nagle...
BUM!
Stół nauczycielski wyleciał w powietrze.
Oczywiście, jedzenie ze stołu wylądowało na niczemu winnych profesorach i profesorkach.
Na sali zapanowała cisza, ludzie ledwo tłumili śmiech. Ja, chociaż niechętnie się do tego przyznaję, także prawie nie panowałam nad kącikami ust, które mimowolnie mi się unosiły.
Tylko Ja...tfu!Potter i Syriusz się śmiali. Rechotali na całą salę.
Nagle podeszła do nich wściekła McGonagall. Usta miała zaciśnięte w bardzo wąską linię - nawet ja tak nie umiałam, choć  mogłam się poszczycić drugim miejscem, jeśli chodzi o to. Jajecznica wisiała jej na głowie, co wyglądało przekomicznie. W komnacie słychać było ciche chichoty.
-Black, Potter, miesięczny szlaban! Macie zjawić się w mo...
-Ale pani psor, my przecież nic nie zrobiliśmy - odezwał się ten co potrafi używać grzebienia, robiąc niewinną minę. - tylko się śmialiśmy.
Nauczycielka jeszcze bardziej ścisnęła wargi, choć wydawało się to już niemożliwe. Posłała im groźne spojrzenie, które pozbawiłoby odwagi lwa, jednak gdy po paru minutach ich to nadal nie ruszyło, powiedziała chłodno:
-No dobrze, w takim razie dziś i jutro lekcje są odwołane. W tym czasie postaramy odkryć się, czyja to sprawka. Nie chciałabym znaleźć się w skórze winnego tego jakże głupiego czynu. - po czym odeszła do innych nauczycieli, z którymi udali się do komnaty za wywróconym do góry nogami stołem.

***

Później, między dziewiętnastą a dwudziestą.

Wszystko było już gotowe. Jedyną niewiadomą było dla nich...
-Remus, właściwie to dla kogo to wszystko jest?
-Yyy... no, bo Ann mnie poprosiła, bym załatwił Lily imprezę urodzinową. Ruda o niczym nie wie.
-Aha.
-A co?
-Nie, nic, tylko chcieliśmy wiedzieć, po co to było.
-Ok.

***

Paręnaście minut później.
Przeszłam przez obraz Grubej Damy, nie spodziewając się zupełnie niczego. Jednak to, co zobaczyłam, zaskoczyło mnie, i to jak.
  Gdy tylko zamknęłam za sobą malowidło, usłyszałam:
-WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, LILY!
i cichsze, ale i tak wykrzyczane:
-To może teraz się ze mną umówisz, Evans?
Jednak nie zwróciłam na to uwagi. Spojrzałam w stronę przyjaciółek pytającym wzrokiem.
-A z jakiej to okazji?
-Ja nie mogę, ludzie... ona zapomniała! - krzyknęła zdziwiona Dori. - Przecież ty dzisiaj masz urodziny!

***
He-he-he-he-(kichnięcie, które zepsuło epicki efekt ;D)-llo!
Jeej, Ruda ma czterdzie...ykm, czternaście lat! :D
Kto się z nami nie napije, ten pod stołem śpi...to znaczy świętujemy! ^^
(Gdy Ci smutno, gdy Ci źle, włącz tu bloga - uśmiej się :) )
Tia, wenę miałam, nie przyzwyczajajcie się :P

sobota, 21 września 2013

23. ,,Tak, o moja pani!"

...A zobaczyli wtedy schody prowadzące w dół. Trzeba wspomnieć też o tym, że płyta ta umiejscowiona była tuż przy ścianie, która okazała się być tylko w tym jednym miejscu pusta, chociaż nie do końca - stopnie pokryte czerwonym dywanem ze złotymi zdobieniami i płonące pochodnie w gruncie rzeczy częściowo ją wypełniały.
  Zaczęli schodzić w dół, oczywiście zamykając za sobą przejście.
Podczas drogi Remus szkicował przejście na kawałku pergaminu - nie, nie na oryginalnej Mapie Huncwotów, którą stworzyli niedawno. Na zwykłym, niezaczarowanym i niemagicznym pergaminie.
Gdy zeszli na sam dół, a musieli przyznać, że było to nawet niżej niż lochy, ujrzeli średniej wielkości pokoik.
Na pierwszy rzut oka nie było w nim niczego zwyczajnego, ot, po prostu ładny, przytulny pokój. Jednak pozory czasem mylą - jak później odkryli, komnata sprawia, że... znikasz. Nie, nie przestajesz istnieć - po prostu, gdy wchodzisz do komnaty - czas poza nią się jakby zatrzymuje, a ty możesz przebywać w niej ile Ci się podoba - w niej się nie starzejesz.
  I właśnie ją wykorzystali do eksperymentowania i tworzenia eliksirów potrzebnych do kawałów.
Był tylko jeden problem.
Pokój ten jest nienanoszalny*.

***

Piątek, 13 października.*

Wspominałam, że mamy jeszcze jedną współlokatorkę?
Nie? No to teraz wspominam.
Była to Cheyenne, dziewczyna z Kanady.
Niezbyt często z nią rozmawiałyśmy, miałyśmy jedną zasadę - nie wchodzimy sobie w drogę.
Czasami zapraszała do naszego dormitorium jakieś znajome, ale częściej chodziła do nich lub przesiadywały w PW.
Na śniadaniu do Mary przyleciała sowa. Spojrzała wtedy na nią zaskoczona, bo nie spodziewała się niczego. Zwierzę standardowo wleciało jej do miski z płatkami.
Nie przeszkadzało jej to, gdyż po przeczytaniu treści listu przyczepionego do nóżki ptaka straciła apetyt. Każde czytane zdanie powodowało, że uśmiech jej przygasał.
Próbowałyśmy się dowiedzieć, o co chodzi, zresztą - Huncwoci też. Jednak ona tylko powiadomiła nas, że powie w dormitorium.
Po lekcjach, zamiast pójść do biblioteki z Ann, zaciągnęłam przyjaciółkę do naszej sypialni, gdzie czekały już na nas dziewczyny.
-No, więc mów!
-Co się stało?
-O co chodzi?
-Dajcie jej coś powiedzieć! No, to? - Blondwłosa uciszyła współlokatorki.
-Yyy... Bo ja... wyjeżdżam - wyjąkała. - do Francji... razem z Cheyenne. - spuściła wzrok.
-Ale jak to!? - wykrzyknęłyśmy chórem. - I dlaczego akurat z nią?
-No... bo moi rodzice dostali tam pracę, jej opiekunowie też, i to w tej samej firmie. I wyszło tak, że jedziemy razem - wyznała.
-Kiedy? - spytała słabym głosem Dorcas.
-Za miesiąc. - westchnęła. - tylko miesiąc...
-No, to nie płaczmy i nie żalmy się nad sobą, ale spędźmy z Mary jak najwięcej czasu! Dziewczyny, mamy tylko miesiąc, by się sobą nacieszyć. Najlepiej zacznijmy od teraz! - Rose zawsze umiała powiedzieć coś mądrego.
-To chodźmy na błonia - zaproponowałam. - jest ładna pogoda, możemy pospacerować lub posiedzieć przy jeziorze.
Wszystkie pokiwały głowami. Po chwili znajdowałyśmy się już poza budynkiem.

***

Po jakimś czasie maszerowania usadowiłyśmy się przy wielkiej tafli wody.
Zaczęłyśmy rozmawiać, żartować, śmiać się... krótko mówiąc, gawędziłyśmy o wszystkim i o niczym.
Nagle w jednym miejscu zaczęli zbierać się ludzie. Oczywiście, poszłyśmy sprawdzić, co się dzieje.
Okazało się, że...
...Potter i jego paczka znowu znęcają się nad Snape'em!
Black właśnie sprawił, że ślizgon pokrył się przeróżnymi brodawkami. Severus wisiał w powietrzu.
-ZOSTAWCIE GO! - krzyknęłam rozwścieczona. Jak oni tak mogli? A Remus? Nawet nie zwracał uwagi na to, co się stało.
-O, Evans! Dzień dobry! Tak dawno się nie widzieliśmy, kotku! - zaśmiał się okularnik.
-Zamknij się, kretynie! I nie mów do mnie per kotku! I zostawcie go, natychmiast!
-Tak, o moja pani! - machnął różdżką, a uczeń Slytherinu upadł z hukiem na ziemię.
-Potter... - syknęłam.
-Evans...
-Black... - powiedział rozbawiony Syriusz.
-Nienawidzę Cię! - odwróciłam się na pięcie i wróciłam do przyjaciółek. Miałam dość już tego palanta.
Na szczęście, szybko o nim zapomniałam podczas wygłupów z dziewczynami.

***
Środa, 18 października.*
-Co!? - wykrzyknęły chórem.
Obie bliźniaczki Foix znajdowały się w swojej sypialni w Akademii Magii Beauxbatons i właśnie czytały krótki list zaadresowany do nich.

Drogie Angelo i Auroro,
  Chcielibyśmy Was z ojcem powiadomić, iż dostaliśmy bardzo dobrą pracę w Anglii.
Ponieważ nie możemy zostawić Was samych we Francji, dlatego też informujemy, że dokładnie 13 listopada o jedenastej trzydzieści zjawimy się po Was przed bramą szkoły oraz zabierzemy do tamtejszej szkoły, Hogwartu.
  Mamy nadzieję, iż Was to nie zasmuci i że ucieszycie się z wyjazdu.

Całuję Was, drogie córeczki,
Madame Foix
Owszem, były zaskoczone, jednak na ich twarzach gościł szeroki uśmiech. Tu, w ich szkole, nikt ich nie lubił i wszyscy się ich jakby... bali. Bali się, że naskarżą o czymś rodzicom czy coś... Zresztą, nie dziwiło ich to.
W końcu były szlachtą.
Może w tej nowej szkole poznają kogoś fajnego? Może się z tym kimś nawet... zaprzyjaźnią?Jedno wiedziały - lepiej będzie utrzymać w tajemnicy swoje szlacheckie pochodzenie.


***
* - wszystkie daty wymyślone przez autorkę, nie wiem, czy były wtedy prawdziwe (np. czy 13.10 był piątek).
Zajrzyjcie do zakładki "Bohaterowie" - pozmieniało się tam troszkę ^^ I doszedł opis nowych postaci :)
Jeeej, akcja, wreszcie akcja! ;D

sobota, 14 września 2013

22. "Co to za zadanie dla Huncwota?"

(Dalej ten sam dzień, co w rozdziale 21.!)

  Sam nie mógł w to uwierzyć. Nic się nie zmieniło! Nawet grupa kawalarzy...
Z której jeden chłopak próbuje zdobyć pewną upartą, rudowłosą dziewczynę.
On - niezwykle podobny do niego, Jacka.
Ona - niezwykle podobna do niej... do Emeral.
  Była jednak w tych relacjach jedna różnica - chłopiec nie kochał jej, a traktował ją jak jakieś trofeum... Właściwie, to z nami też tak na początku było, ale gdzieś tak na początku trzeciej klasy naprawdę się w niej zakochałem. Szkoda, że nigdy nie odwzajemniła tego uczucia...
  Przemierzał właśnie tak dobrze mu znane korytarze w poszukiwaniu klasy OPCM. Nie, nie by się uczyć, po raz pierwszy szedł tam po to by innych nauczać. I ta lekcja była akurat z...
-Black, Potter, Lupin, Pettigrew. Za świetnie zrobiony kawał uczniom Slytherinu daję Gryffindorowi po pięć punktów za każdego z was. - wyszczerzył się, patrząc na ich zdumione miny.
-Och, to dla nas pestka, panie psorze - pierwszy oprzytomniał Syriusz.
-Cała przyjemność po naszej stronie, bo raczej nie po ślizgonowatych. - dodał chichoczący okularnik.
  Rudowłosa dziewczyna zrobiła oburzoną minę. Przecież postąpili ŹLE!
-Panie profesorze, ale przecież Ci osobnicy zrobili coś sprzecznego z regulaminem szkolnym, a nawet jak nie, to z etykietą... - zaczęła uczennica, nie zważając na rozbawiony wyraz twarzy Huncwotów i nauczyciela.
-Evans, niestety, ale nigdzie w regulaminie nie widziałem "Nie wolno lewitować rzeczy z ławek wszystkich ślizgonów przebywających w klasie, zmienić im kolor na różowy i z powrotem opuścić rzeczy, jednak nie na ławki ich właścicieli", przykro mi jeśli coś przeoczyłem. Ale cóż, jestem nauczycielem, dlatego mogę dodawać i odejmować punkty. Czyż nie? - spytał tonem idealnie pasującym do jego miny.
-Eee... yy... no... tak, panie profesorze.
I usiadła.
  Reszta lekcji minęła w miarę spokojnie, oprócz dość częstych wygłupów czterech trzynastoletnich chłopców, do których zdążył się przyzwyczaić.
  Z jednego z dialogów, które usłyszał, dowiedział się, że nazywają siebie Huncwotami:
"-Hej, James, uważaj, Smarkowi chyba zachciało się smarkać! Jeszcze Cię przygniecie tymi swoimi glutami, wiesz, magazynują się w miejscu, gdzie powinien być mózg...
-Spoko, Syriuszu, wystarczy, że go wyniesiemy daleko, daleko stąd - i po kłopocie! No, chyba, że wróci... Zawsze możemy wysłać go na przykład na Księżyc. W końcu, co to za zadanie dla Huncwota?"


***
  Od teraz OPCM będzie ulubionymi lekcjami Huncwotów. Dlaczego?
Pod koniec zajęć profesor Preck zawołał ich do siebie.
  Już myśleli, że będą mieć szlaban, gdy okazało się, że był "Psotnikiem", czyli kimś w rodzaju (gorszego, oczywiście, bo oni są "najlepsi, najwspanialsi i w ogóle") Huncwota. Kary nie mieli, wręcz przeciwnie, nowy nauczyciel podpowiedział im kilka tajemnych przejść, z czego z dwa już znali i... opowiedział im swoją historię.
  Zdziwili się, gdy usłyszeli, kiedy umarła ukochana nauczyciela i w jaki sposób.
-Panie psorze... -  zaczął James.
-Możecie mi mówić po prostu "Jack", bo chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tego stanowiska... które zresztą zgodnie z "rytuałem" pewnie szybko opuszczę, choć nie chcę. W końcu, nauczyciele OPCM odkąd pamiętam nie przetrwali dłużej niż rok. - wszyscy zaśmiali się.
-No więc, pa...Jack - powiedział niepewnie Potter - bo pana Em... umarła tego samego dnia, co moja Evans się urodziła... - dokończył.
  Widać, że Preck był zaskoczony. Czyli nie dość, że są podobne, to jeszcze... nie, nie będzie o tym teraz myśleć.
-Stary, masz szczęście, że jej tu nie ma - zachichotał Syriusz. - pewnie teraz wydarłaby się na ciebie, że ona ma imię, żebyś się od niej odczepił i abyś spadał. Co za baba!
  Nauczyciel uśmiechnął się nieznacznie.
-Ma ognisty charakterek, co? - spytał.
-A jakże - powiedział Lupin. - równie ognisty, co włosy.
-Mam nadzieję, że nie skończy jak ona... - oczy mu się jakby zaszkliły.
-Tylko, p...Jack, bo ja jej nie kocham... Próbuję ją zdobyć.
  Profesor zmienił wyraz twarzy z lekko smutnego na poważny.
-Ile lat?
-Trzy... ale przecież musi się kiedyś oprzeć mojemu urokowi osobistemu, prawda? - zapytał z nutą histerii.
  Nauczyciel zaśmiał się mimo woli.
-Ciekawi mnie, jak będzie wyglądał ciąg dalszy. Jak taki mugolski serial w telewizji dla kobiet - Czy ona się tobie oprze? Czy poddasz się w końcu i okaże się, że ona miała rację odpychając ciebie? - rozchichotał się. - normalnie telenowela jakaś.
 Chłopcy jednak mieli zdziwione miny.
-Co to telenowecoś?
-Co to telefisja?
-O co panu w ogóle chodzi?
-Eh... Jamesie, Syriuszu, telewizja to takie coś, że jest sobie pudełko i jest w jednym miejscu kwadrat ze szkła, na którym widać ruszające się, mówiące postacie. Jest to coś jak normalny obraz na przykład w gabinecie dyrektora, tyle, że nie da się z nim rozmawiać, mówi tylko to, co jest tak jakby zapisane.
  Książka, w której widzisz i słyszysz co się dzieje. - tłumaczył im jak małemu dziecku. - a telenowela to takie coś, że łatwo jest dostrzec o co chodzi, i zwykle jest to historia miłosna. Banalne nudy, które podniecają, przejmują i uzależniają od siebie chyba wszystkie mugolskie baby.
-Aaa... ok.
-A, i jakby co, to możecie już wyjść.
  Huncwoci zgodnie opuścili z klasę.

***

  Gdy skończyły się już wszystkie zajęcia, pewna czwórka Gryfonów ruszyła odszukać i zbadać tajemne przejścia, o których mówił im profesor Preck.
-Mamy szukać na szóstym piętrze jednej płyty podłogowej, innej niż wszystkie... ale ten korytarz jest strasznie długi! - marudził Syriusz.
-A ja tam bym coś zjadł. - mruknął Peter.
-Dobra, nie mamy czasu, musimy jeszcze napisać wypracowanie na transmutację i zielarstwo. - wszyscy skomentowali wypowiedź Remusa jęknięciem.
-Chyba znalazłem! - krzyknął uradowany Potter, wskazując na jedną z płyt.
-Ciszej, jeszcze ktoś nas usłyszy. - syknął Black, ale udał się z resztą obejrzeć kawałek posadzki.
  I rzeczywiście, płyta miała w rogu małego lwa, przy którym znajdowała się czerwona kropka.
Ponieważ podłoga była w kolorze brązowym, a znaczek bardzo malutki, tylko osoba szczególnie przypatrująca się podłodze mogłaby go zauważyć.
-Ale jak mieliśmy otworzyć to przejście? - zamyślił się Syriusz.
-No, nie pamiętasz? Cztery razy stuknąć różdżką i powiedzieć "couragess!"*. Wtedy przejście powinno się otworzyć. - Lupin wyrecytował z pamięci.
  Tak też zrobili. A zobaczyli wtedy...

***

Wiem, wiem, w końcu wszyscy UWIELBIAJĄ, gdy kończy się notkę w takich miejscach. ^^
*couragess - courage to z ang. odwaga. "Ss" dodałam, by był jaki taki "efekt" ;D. Uznałam, że będzie idealnie pasować jako zaklęcie otwierające to właśnie przejście.

poniedziałek, 9 września 2013

21. Nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią.

Środa.
  Szłam korytarzem w stronę sali, w której miało się odbywać spotkanie Klubu Ślimaka, gdy nagle...
-...Ooo, Ruda Evans! Ruda, wredna Evans! Co rude, to wredne, co rude, fałszywe... co rude, to wredne, co rude, fałszywe! hahaha! - poltergeist zaczął rzucać we mnie kredą (skąd on ją miał!?).
-Zamknij się, Irytku! - zwróciłam się do niego, jednak on nie zamierzał się posłuchać. Dalej śmiejąc się w najlepsze i powtarzając "co rude, to wredne, co rude, fałszywe" bombardował mnie białymi odłamkami.
-Iryt, zostaw Evans. - znikąd przy mnie pojawił się Syriusz.
-Dobrze, Irytek już sobie idzie. - powiedział "ten osobnik" (:D) potulnie.
-Dzięki.
-Nie ma za co, ale już chodź, bo się jeszcze spóźnimy.
-A od kiedy Ci przeszkadza małe spóźnienie?
-Ehh...
-No dobra, idziemy.

***

Nudy...
Nudy...
I jeszcze raz NUDY!
  Czy ten staruch nie może mawiać choć trochę sensowniej? Jest gorzej niż na Historii Magii! No dobra, przesadzam. Ale to nie zmienia faktu, że przydałoby się rozkręcić tu porządną imprezkę.
  I on, Syriusz Black, zgodził się chodzić na coś takiego! Przynajmniej nie zanudzał się sam - Evans też niezbyt się interesowała tym, co mówił Slughorn. Właściwie, to ta Evans też nie jest taka zła... Ma ładną figurę, kolor włosów i oczy. Przynajmniej Rogacz nie ugania się za jakąś brzydulą*.
-...moja matka zawsze mnie rozpieszczała... - do moich uszu doszły słowa profesora.
  Właśnie, co do Rogacza... nauczył się animagii szybciej ode mnie, skubany. Ale już mi to czasem wychodzi... I kto by pomyślał. Remus wilkołakiem!? I jeszcze nam nic nie powiedział...
-...A pan Black ma dobre stosunki z matką?
Nachmurzyłem się. Nigdy nie lubiłem swojej rodziny, wręcz przeciwnie, nienawidziłem ich wszystkich. Ciągle tylko ta czysta krew, czarna magia, czysta krew... jakby nic więcej się nie liczyło. Ale ja byłem zupełnie inny.
Zupełnie.
  Nie dałem jednak tego po sobie poznać.
-Może być, panie psorze.
  Reszta spotkania upłynęła mi na popijaniu piwa kremowego (które tam o dziwo było - chyba jedyny pozytyw całego tego wydarzenia), rozmyślając o nieistotnych rzeczach.

***

-I jak było!?
-Co robiłaś!?
-I co, fajnie!?
  Takimi oto pytaniami zostałam zasypana po wejściu do dormitorium.
-Po pierwsze - Te spotkania są nudne jak wykłady prof. Binnsa, po drugie - siedziałam i nic nie robiłam, tylko Slughorn coś paplał, raz się mnie zapytał tylko, jak to jest żyć w mugolskiej rodzinie, po trzecie - nie, SKŚ (Spotkania Klubu Ślimaka) nie są fajne.
  Dziewczyny były wyraźnie zawiedzione, widać spodziewały się czegoś o wiele lepszego.
-Hej... A co z Syruszem? - zapytała niepewnie Dorcas, rumieniąc się lekko.
-Wiem jedno: Irytek się go słucha, dziś jak szłam na to nudne "coś", obronił przed znoszeniem obsypywania kredą i wysłuchiwania, że co rude to wredne i fałszywe.
-Oooch! - wykrzyknęły wszystkie na raz.
-To fajnie. - powiedziała cicho Czarna, ale jednak wszystkie to usłyszałyśmy.
-Dori, nadal się nim przejmujesz? - spojrzałam na nią z troską.
- Nie, nie... no, może trochę... - bąknęła.
-Dobra, Dora, w każdym razie my jesteśmy Twoimi przyjaciółkami i jak coś to możesz się nam wygadać. - zakończyła w ten sposób temat Rose.
-Dzięki.
-Hej, wiecie, że była jednak jedna ciekawa rzecz na tym głupim spotkaniu... - wtrąciłam mimochodem.
  Wszystkie spojrzenia przeniosły się z Dorcas na mnie.
-No, bo Slughorn wylał na siebie kremowe piwo, a później, gdy próbował to zmyć, tylko zmienił kolor plamy na strasznie mocny różowy. - zachichotałyśmy. Nawet Czarnej humor się trochę poprawił.

***

Tak! Przyjęli go. Nareszcie mógł nauczać swojego ulubionego przedmiotu - Obrony Przed Czarną Magią (OPCM). Tak, to trochę, a nawet bardziej, niż trochę - niesamowicie nierealne. Psotnik nauczycielem? I to jeden z głównych?
  W każdym razie to Jack będzie mógł dodawać i odejmować punkty, rozdawać szlabany... Świetnie! Może nawet spotka następcę lub następców Psotników? Mógłby im trochę pomóc...
  I może wtedy zapomni o śmierci... jej śmierci...
Śmierci Emeral Narrine, niezwykłej kobiety o wielkich mocach.
  Zginęła szlachetnie, w obronie dobra. I udało jej się to.
Niestety, tym samym pogrążyła w rozpaczy na długie lata jej przyjaciół... i przede wszystkim jego.
  Bo on ją przecież kochał.

***

  Weszłyśmy do Wielkiej Sali (WS), aby zjeść śniadanie. Parę minut po tym, jak padłyśmy na krzesła, wstał dyrektor.
-Drodzy uczniowie, chciałbym Wam przedstawić nowego nauczyciela OPCM. Jest to Jack Preck - przedstawiony przed chwilą mężczyzna w wieku ok. 27 lat wstał i się uśmiechnął.
 Okazał się być bardzo podobny do Pottera, przynajmniej z wyglądu... i miałam nadzieję, że tylko z niego. Jego włosy miały jaśniejszy odcień brązu, bo te Jame...tfu! Potterowskie były tak ciemno brązowe, że prawie czarne, a u profesora były po prostu brązowe. Tak samo ten starszy miał piwne oczy, gdy Ja...Kurczę, co się ze mną dzieje? W każdym razie "ten bardzo wkurzający osobnik płci brzydkiej" ma w swoich orzechowy ocean, w którym można się utopić.
  To chyba była jego jedyna zaleta.
Tak samo ich uśmiechy były prawie, że identyczne... Chyba niezbyt polubię tego nauczyciela.
  Gdy spojrzał w stronę Huncwotów i ujrzał Pottera, uśmiechnął się jeszcze szerzej... Jednak, gdy spojrzenie jego oczu spojrzało na moją rudą czuprynę, uśmiech mu jakby zbladł. Co to mogło oznaczać?
  W każdym razie, zapowiadały się ciekawe lekce sztuki ochrony przed złymi siłami.

***
Wo-wo-wo-wo-wow. Nie wiedziałam, że w jeden dzień, ponieważ ta notka pisana była przez właśnie tyle czasu, potrafię napisać aż trzy i jedną czwartą strony w Wordzie! No, muszę przyznać, pobiłam samą siebie.
Mam nadzieję, że się cieszycie z nn już jeden dzień po poprzedniej... wena po prostu mi się odkładała w jedno miejsce, które dopiero dziś znalazłam ;D Yeah, odkryłam sekret :D
W każdym razie, ponieważ poprzednia nocia była okropnie króciuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuutka, to ta dłuuuuuuuuuuuuga następuje już jeden dzień po niej ^^
I komentować mi to tu! :P
* - ledwo się powstrzymałam przed napisaniem "pasztetem" xD

niedziela, 8 września 2013

20. Klub Ślimaka

-Black, Evans, proszę o pozostanie na chwilkę po lekcji. - powiedział profesor Slughorn, gdy zajęcia z eliksirów już się (na szczęście) kończyły.
-Tak jest, panie psorze! - Syriusz uśmiechnął się huncwocko... nienawidzę tych ich wyrobionych, sztucznych uśmiechów! Nie dość, że nie są prawdziwe, to jeszcze prawie każda dziewczyna w Hogwarcie po prostu rozpływa się na ich widok... (Toż to nienaturalne! xD - dop. aut.)
-Dobrze, panie profesorze. - powiedziałam grzecznie.
I tak, jak poprosił nauczyciel, zostaliśmy w sali, kiedy wszyscy już wyszli.
-Więc pewnie chcielibyście się dowiedzieć, czemu Was tu wezwałem. Mianowicie, chcę, abyście dołączyli do prestiżowego Klubu Ślimaka. - wyjasnił, po czym jeszcze dodał - Byłbym zawiedziony, gdybyście zdecydowali się jednak do niego nie...
-Ależ oczywiście, panie profesorze! - przerwałam mu, wiedząc, że lepiej jest jednak przystać na jego propozycję.
-Jak Evans idzie, to ja też. - wyszczerzył się Black.
-Dobrze, w takim razie najbliższe spotkanie jest w środę, o osiemnastej.

***

-...Do jakiegoś Klubu Ślimora, czy coś takiego. - Syriusz opowiadał reszcie Huncwotów o tym, co działo się po ich wyjściu.
-Ślimaka. - poprawił go Remus.
-Skąd to wiesz? - spytał zdziwiony wiadomościami kolegi Black.
-Jak się czyta książki, to się wie...
-Ej! Nie czytam ich aż tak mało! No, może... Ale wiecie, że Evans też dołączyła? - spojrzał w stronę Jamesa.
-Spoko, może jej wmówisz na tym spotkaniu, żeby się ze mną umówiła. - pokazał mu język.
-Tak, bo na pewno się zgodzi! - zaśmiał się niebieskooki.
-Jeszcze wszyscy zobaczycie! - krzyknął okularnik śmiejąc się w najlepsze.

***

Wiem, wiem, krótkie to jak nóżki kłamstwa, ale weny jakoś ostatnio nie mam (czyt. nie mam głowy do dłuższego dodawania notek co trzy, cztery dni) i więcej nie wycisnęłam z tej gąbki zwanej mózgiem. ;< Mogłabym dodawać notki co tydzień, ale dłuższe. W komentarzu możecie napisać, jak wolicie ^^

poniedziałek, 2 września 2013

19. Black i Meadowes

  Skończyło się na tym, że idziemy we czwórkę, bo ja, Ann ani Mary nie miałyśmy partnera, a Dorcas pokłóciła się z Blackiem.
  Stałyśmy dobry kwadrans w kolejce, ponieważ woźny wszystkich ,,sprawdzał". Miał jakieś dziwne urządzenie, które wykrywało wszystko, co zakazane. U mnie zapiszczało, gdy najechało na bransoletkę... Oczywiście, Filch ją mi zabrał - w końcu normalna, mugolska bransoletka jest przedmiotem tak strasznie niebezpiecznym...
  Przeszłyśmy wzdłuż głównej ulicy, by zobaczyć co, gdzie i jak. Pierwszy sklep, do którego weszłyśmy, to Miodowe Królestwo. Gdy wgramoliłyśmy się tam, wmurowało nas. Na półkach było mnóstwo wszelkiego rodzaju słodyczy. Wszystkie te pyszności nie były normalnymi, mugolskimi cukierkami - bo skoro magiczne miasteczko, to i magiczne słodkości.
  Wyszłyśmy niosąc po siatce słodyczy - w końcu każda chciała wszystkiego spróbować.
  Następnie władowałyśmy się do sklepu z ubraniami. Ja kupiłam sobie tylko jedną koszulkę (czarna), ale dziewczyny rzuciły się na ciuchy jak drapieżne ptaki. Kupiły ciuchów tyle, że teraz nosiły po kilka toreb.
  Zdołały mnie jeszcze zaciągnąć do sklepu z magicznymi kosmetykami, jednak sytuacja była podobna co w poprzednim - one wyniosły po siatce, ja wrzuciłam swoją jedyną kupioną rzecz - bezbarwną pomadkę - do reklamówki, w której spoczywała moja bluzka.
  Na koniec wstąpiłyśmy do pubu pod Trzema Miotłami. Zamówiłyśmy sobie po kremowym piwie i spokojnie przegadałyśmy godzinę, gdy do naszego stołu dosiedli się Huncwoci... z przewodniczącą funclubu Syriusza.
-Witam panie, chciałbym Wam kogoś przedstawić - uśmiechnął się Black. - to jest Amanda, moja dziewczyna.

***
  Dorcas dzielnie przetrwała do końca, ignorując parę, jednak gdy byłyśmy już w dormitorium, zalała się łzami.
-Jak on mógł! Ten palant...
-...ten palant nie wie, co traci - dopowiedziałam za przyjaciółkę, siadając obok niej. Dori uśmiechnęła się blado. - a teraz nie myśl o nim i chodź, pouczymy się.
  Czarnowłosa przewróciła oczami, poszerzając uśmiech.
-A ty ciągle tylko o jednym...
-Przynajmniej przestałaś płakać - powiedziałam - i tak trzymaj - dodałam.
-Ale on... - kolejna łza popłynęła po jej policzku.
-Nie martw się, ten "on" w ogóle nie jest  ciebie wart! - krzyknęła Mary. - jest skończonym dupkiem.
-Ignoruj go, to może coś mu w tej pustej głowie zaświeci i się pogodzicie - zaproponowała Ann.
  I tej właśnie rady Dorcas próbowała słuchać.

***

Minął tydzień od kiedy Amanda i Syriusz ze sobą chodzili, gdy Blackowi chyba zmiękło serce - Dorcas cały czas miała ich nie powiem, gdzie i mimo jego prób Czarna nie złamała się i nadal dzielnie go olewała.
  Czytałam sobie spokojnie książkę w dormitorium, gdy nagle otworzyły się drzwi.
-Gdzie jest Dori? - zapytał mnie, nawet się nie witając.
-A gdzie jest twój mózg? - odpowiedziałam mu złośliwie.
-Ehh... Ruda, nie utrudniaj mi tego.
-Tyle, że to moja przyjaciółka a ty jesteś kimś, kogo nienawidzi...
-Dobra, czyli sam mam jej szukać.
  I tyle go widziałam.

***

Hello! Jak tam w szkole? >:]  A co do szkoły, nie wiem, jak będzie z notkami. Się zobaczy.
Zachęcam do komentowania ^^ Bo to nic nie kosztuje :P, a ja wiem, co jest dobrze a co źle.
btw., dzisiaj są imieniny Lily! (Liliany) :) Oblewamy! :D

niedziela, 1 września 2013

18. Dzwonki w kolorze wieczornego nieba.

Od kiedy to już...

...nic mi się nie śni?


Motyl. Przepiękny, niebieski motyl uwięziony w złotej klatce. A towarzyszą mu tylko dzwonki...

...dzwonki. Przepiękne kwiaty. Co oznaczają dzwonki w języku kwiatów?

...dzwonki oznaczają...

...wieczną więź.

Zawsze uwielbiałam dzwonki. Z Petunią w dzieciństwie wkładałyśmy je sobie we włosy i tak paradowałyśmy całe dnie. Odkąd pamiętam, dzwonki rosły w naszym ogrodzie. Miałam z nimi związanych tyle wspomnień...

A teraz Petunia mnie nienawidzi. Ja jej nie... jedynie ona uważa, iż jestem dziwolągiem... to przykre. Dawno nie słyszałam jej śmiechu, nie sztucznego, szyderczego, tylko tego szczerego, gdy to opowiadałyśmy sobie kawały. Srebrna łza przepłynęła drogę przez mój policzek. Czy to się kiedyś skończy? Siostra zaakceptuje to, że jestem inna, należę do innego świata... że jestem czarownicą?

Wątpię.

Z jednej strony moja najdroższa starsza siostra mnie nienawidzi ze szczerego serca. Uważa, iż jestem kimś nienormalnym. Z drugiej, część czarodziei i czarownic uważa mnie za nic niewartą, brudną, niegodną życia szlamę.
Miałam jedno pytanie: dlaczego?
Zawsze odpowiadała mi tylko cisza.

***

Nie mógł tego zrozumieć - już trzeci* rok mu się opiera! Ta ruda dziewczyna jest strasznie uparta. Nie pozwala się zdobyć... ale zdobędzie ją. Tak, był tego pewny.
  Jamesa Pottera bardzo zainteresowała. Pani zawsze pilnująca zasad, piękna i temperamentna. Łatwo mu było doprowadzić ją do istnej furii.
  Bawiła go jej złość - tak zabawnie wtedy marszczyła nosek... wyglądała tak uroczo... Stop. O czym ja w ogóle myślę?, zapytał sam siebie. Co się ze mną dzieje? Chyba jestem zmęczony...

***

-Hej, Lily, widziałaś nowe ogłoszenie? - spytała się mnie Dorcas, gdy zakończyła się lekcja transmutacji, ostatnia tego dnia. - w sobotę jest nasze pierwsze wyjście do Hogsmeade! - aż pisnęła z podniecenia. - ja idę z Syriuszem**... A ty? Z kim?
-Nie wiem. Zapytam się dziewczyn, może nie mają planów na ten dzień. - odpowiedziałam Dori.
  Szłyśmy dalej w stronę obrazu Grubej Damy rozmawiając o różnych błahych rzeczach, gdy nagle usłyszałyśmy huk. Spojrzałam w tamtą stronę, po czym schowałam twarz w dłoniach.
  Czemu, zapytacie? A dlatego, że nagle w miejscu wybuchu pojawił się kolorowy napis ,,Evans umów się ze mną". Policzyłam w umyśle do dziesięciu po czym podeszłam do sprawców - czterech Gryfonów nazywających siebie Huncwotami. Już w połowie pierwszej klasy wymyślili sobie tą ksywkę.
-CO TO MA BYĆ!? - wrzasnęłam na nich.
-No, jak to co? Ro...James tak się stara, że aż napis Ci tu wyczarował! - powiedział Black uśmiechając się kpiąco.
-No, więc Evans, umówisz się ze mną? - zapytał Jame...tfu!Potter, mimo iż wiedział, jaka będzie odpowiedź.
-Nie! Możesz co najwyżej pomażyć, Potter! Nienawidzę cię, ty głupi, nadęty gumochłonie! Nienawidzę was wszystkich czterech! - krzyknęłam po czym pobiegłam w stronę wieży Gryffindoru.
-Lily! - Dorcas zawołała za mną, po czym zwróciła się ze złością do Syriusza - a ty musisz sobie chyba szukać nowej partnerki do wyjścia - i także ruszyła w drogę do naszego dormitorium.

***

Pierwsze dwa wersy są wzięte rodem z pewnego specjalnego odcinka Kuroshitsuji II - http://www.anime-shinden.info/14554-kuroshitsuji-ii-ova-6.html#jwplayer
Reszta pierwszego akapitu także była strasznie ściągana z powyższego filmu.
* - przeniosłam ich już na trzeci rok, dokładnie 25 września.
** - Dwa tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego (14 września) Dorcas i Syriusz zaczęli ze sobą chodzić.
Nic a nic nie napisałam na początku, bo to by zepsuło "klimat". ;)
Pierwszego akapitu słuchać radzę przy The Slightly Chipped Full Moon (taka piosenka :P możecie sobie w YT wpisać i macie. ;) ), jest bardzo w klimacie ^^.