Czytasz, czytasz, nagle to spotykasz... Co to je? A to są strony.

sobota, 23 listopada 2013

32. Autorka wkracza do akcji

-Hej, dziewczyny! Łap... Syriusz chce nam zrobić zdjęcia! Uważajcie! Jakby co, to ostrzegałem... - powiedział szybko Potter wpadając do naszego dormitorium.
-Dzięki, James - rzuciłam obojętnie.
-Tylko nie róbcie żadnych głupot, bo on to złapie tym diabelskim szkiełkiem... a wtedy... - wzdrygnął się.
-Czyżby pan Potter bał się robienia zdjęć? - uśmiechnęłam się złośliwie.
-A uwierz, że tak! Jest, czego się bać... jak on robi zdjęcia, to ten w górze nawet nie wie, co się może zdarzyć... - rzekł z nutą strachu.
Spojrzałam w jego stronę rozbawiona, po chwili zaczęłam jednak udawać powagę.
-Szeregowy Potter, zabarykadować drzwi i bronić fortecy!
-Tak jest, kapitanie! - podchwycił.
-Tylko najpierw wyjdź.
-Ej!
-No co?
-No...
-No...?
-No nic.
-No właśnie.
-No.
-No.
Nagle Ann parsknęła śmiechem. Zdezorientowani spojrzeliśmy w jej stronę.
-Co? - zapytaliśmy chórem.
-Nic, tylko... to wyglądało tak... tak... komicznie! - zakończyła, znajdując wreszcie odpowiednie słowo.
-Właściwie, Lily... - zaczęła Dori - pewnie James też zechce to usłyszeć, więc jest idealna okazja do... - spojrzałam na przyjaciółkę podejrzliwym wzrokiem - ...zapytania się, kim była tamta dziewczynka. Twój bogin.
  Usiadłam na łóżku. Westchnęłam. Dziewczyny usiadły na podłodze naprzeciwko mnie, tak, jakby miał zaraz zacząć się dłuższy wykład. Ja jednak wyjęłam z szafki pewną rzecz.
-Skąd ty wzięłaś myślodsiewnię? - spytał okularnik, gdy tylko zobaczył naczynie. Moje współlokatorki zaś wpatrywały się głupio w przedmiot.
-Ekhm... dziewczyny. Wiecie może, co to jest?
-Nie... - odrzekły w tym samym czasie. Tylko Ann i Potter siedzieli cicho.
-To zaraz zobaczycie. Wy - tutaj skinęłam głową w stronę blondynki i rozczochrańca - pewnie zastanawiacie się, czemu ukazał mi się bogin w takiej postaci, skoro mogłam to wspomnienie ,,wrzucić'' do myślodsiewni. Właśnie dlatego, że ja nie mogę zapomnieć o jej śmierci. Po prostu nie mam prawa. Nie chcę. Więc... - przyłożyłam różdżkę do skroni. Białą nitkę, czyli wspomnienie, ,,wlałam'' do naczynia.
- To teraz po kolei wsadźcie do tego rękę.
Popatrzyli na mnie jak na wariatkę, ale z lekkim wahaniem podeszli do przedmiotu. Pierwszy zrobił to James, potem Ann, i tak dalej, aż na samym końcu ja.

(wspomnienie - patrz http://nie-lilyanne.blogspot.com/2013/11/29-trzy-siostry.html )

Przez całe wspomnienie byli cicho. Dopiero, jak wyszliśmy z niego, Rose zdołała się odezwać.
-To była twoja siostra?
Skinęłam lekko głową.
-Nazywała się tak, jak ja...
Powtórzyłam ten czyn.
  Pstryk.
Wszyscy spojrzeliśmy w stronę błysku, a tam...
...Syriusz szczerzył do nas ząbki z aparatem w ręku.
-Osz ty... Zapchlony kundlu! - krzyknął na niego z rozbawieniem James. Bowiem wszyscy przez to wydarzenie zapomnieli o widoku kałuży krwi wokół głowy małej blondynki. Nawet ja.
-Pokaż to zdjęcie chociaż! - błagała Rosie.
-Nie, nie pokażę - wystawił język - nie usunę, nie pokażę, nie zostawię i nic innego... - powiedział z przekornym uśmiechem.
-Ehh, Black... ładnie proszę. - rzekła zirytowana obecnością byłego Dori.
Syriusz był jednak uparty jak osioł. Zrobił nam jeszcze jedną fotografię i uciekł. Rzuciliśmy się w nim za pogoń.
  Muszę przyznać, że jestem dosyć niezłą biegaczką, bo Syriusza dogoniłam... jednak nie udało mi się wyrwać mu aparatu.
Nagle Ann stanęła w miejscu. Wyjęła różdżkę i...
-Accio aparat! - nic się nie stało. Black zaśmiał się tylko.
-Zabezpieczone na zaklęcia! - krzyknął do zrezygnowanej blondynki.
Nie udało nam się go złapać, chociaż goniliśmy go aż do pokoju wspólnego Krukonów... znaczy się, przebiegliśmy obok. Oczywiście. Nie, nie... wcale nie weszliśmy tam... wcale! No, dobrze, dlatego, że nie potrafiliśmy rozwiązać zagadki...

***

Zgubiła się w korytarzach Hogwartu. Że też przyszło żyć jej w miejscu, w którym się gubi! Poprawiła kołnierzyk i ruszyła... właściwie, to nie wiedziała, gdzie.
  W jednym z korytarzy zobaczyła Lupina.
-Remus! - zawołała, a ten zwrócił jej twarz ku niej. Jego mina natychmiast spoważniała. Wiedział, że jeśli widzi ją, musiało się coś stać.
-Co się dzieje? - spytał.
-Zgubiłam się w korytarzach, a mam sprawę do Ciebie i reszty Huncwotów. Możesz mnie zaprowadzić do PW? Jestem tu od niedawna, przecież wiesz.
-Okay.
Szli w milczeniu, aż podeszli do obrazu Grubej Damy. Podała jej hasło i weszli do pomieszczenia.
W środku było głośno, rozmowy trwały, ludzie się śmiali. Jednak gdy zobaczyli, kto właśnie potknął się o próg, jak to miała w zwyczaju, zamilkli.
-Huncwoci, najlepiej do waszego dormitorium - rzekła, nie owijając w bawełnę.
Syriusz, Peter i James, który strasznie się ociągał, bo akurat prowadził dyskusję z Lily, wstali z kanapy i foteli.
   Gdy drzwi od dormitorium się zamknęły, a zaklęcie dźwiękoszczelne zostało rzucone, spojrzeli na nią ze strachem. A niby tacy odważni ci Huncwoci.
-Autorko... co jest grane, do jasnej cholery? - zapytał Syriusz.
-Właściwie, to nic się nie dzieje - spojrzała na ich zainteresowane twarze z rozbawieniem. - chciałam, abyście napisali mi opis każdej znajomej wam osoby z Gryffindoru.
-Tylko tyle!? - wykrzyknęli chórem. Tak, Peter też.
-...Szczegółowy. Bardzo.
-A jak my to mamy niby zrobić? - zalśnił Syriusz.
-Normalnie... wypytać ludzi! - powiedziała z lekką irytacją. - to co, wchodzicie?
-A jakie będziemy mieli z tego korzyści? - spytał James z uśmiechem nr. 66 - ,,robimy szantażyk''*.
-To co niby chcecie?
-Sto dyniowych pasztecików! - wykrzyknął od razu Pettigrew.
-Ja bym nie pogardził rozbudowaniem mojej postaci... - uśmiechnął się Lupin.
-Perfumy ,,Psia Gwiazda'' - powiedział całkowicie poważnie się Black.
-Amortencję! - rzekł zadowolony ze swojego pomysłu Potter.
-Da się jakoś skombinować - uśmiechnęła się. - Tylko mam pewne wątpliwości do Amortencji... hmm... o! mam pomysł - James, dostaniesz ją, jeśli nie użyjesz jej na pannie Evans - uśmiechnęła się usatysfakcjonowana. Rogacz zaś zmarkotniał.
-Zawsze też możesz zmienić swoje życzenie.
-To poproszę idealny prezent dla Lily.
-Rudą znam od zawsze, właściwie, jest do mnie straszliwie podobna. To akurat będzie najłatwiejszym zadaniem - wyszczerzyła zęby.
Była to prawda - i Autorka, i Lilyanne miały piękne, długie, faliste rude włosy, migdałowe, zielone oczy, bladą cerę... obie miały ognisty temperament, chociaż Kuri starała się to ukrywać, obie miały pieprzyka na środkowym palcu, podobny styl... tylko panna Evans miała piegi, których Kurisotairu-me jej bardzo zazdrościła. Autorka nie była też tak popularna, jak Lily - miała tylko jedną przyjaciółkę, Joanne**... ale za to jaką przyjaciółkę! No, ale nie rozpisujmy się o tym. Oh, ona bardzo dobrze pamięta, jak Rogacz pomylił od tyłu ją z Evans i zaproponował jej randkę. Gdy odpowiedziała trochę wyższym, bardziej aksamitnym głosem, niż jego ukochana, zdziwił się bardzo, ale raczej zaskoczyła go treść wypowiedzi...
Z własną autorką umówić się chcesz, Potter?
Historia zakończyła się tak, że James ją przeprosił i odszedł, szukając piegowatej dziewczyny. Mimo tylko jednej przyjaciółki, Huncwotów, rodziny, dziewczyn z dormitorium nr. 12*** i współlokatorek, żyła szczęśliwie. Niestety, zazwyczaj jej przypadało informowanie innych o tych złych rzeczach. Miała już w tym wprawę.
-Dlaczego zawsze zapisujesz wszystko z mojej perspektywy? - zapytała raz Lily. Odpowiedziała jej tajemniczym uśmiechem.
Bo niby po co ma wiedzieć?


***

Jak pewnie widać, notka wrzucona na spontanie, o 00:10,
niezbetowana, niesprawdzona, pisana, gdy chciało mi się spać. Jeśli jest jakaś szczególnie słaba, nie martwcie się, to tylko chwilowe ;D Yeah, wprowadzenia Autorki, czyli mnie ^^ Będę, oczywiście, pojawiać się bardzo rzadko... ale jedno wiem: następne mikołajki, bo te już im minęły i aktualnie jest styczeń, planuję zrobić z Autorką. I będzie to... ekhem, zabawne i pokręcone ;)
***- Lily, Rose, Ann, Angela, Aurora i Dorcas mieszkają w dor. nr. 12. :)
**Tak naprawdę żadna Asia nie jest mi bliska, ale za to to jest imię J. K. Rowling! ;D
*- James ma 397 wariacji uśmiechów. xD

sobota, 16 listopada 2013

31. Jaki człowiek, taki bogin...

  Została nam już ostatnia lekcja, dokładniej Obrona Przed Czarną Magią.
Gdy weszliśmy do klasy, zdziwiło nas to, że na samym jej środku stała... szafa.
-Drodzy uczniowie - zaczął profesor Preck* - dzisiaj chciałbym z Wami poćwiczyć zwalczanie boginów. Specjalnie na tą okazję poprosiłem dyrektora, aby zostawił nam tę oto szafę - tutaj wskazał na mebel - z tym potworkiem w środku. Ci, którzy zaglądali do książek, choć zupełnie niepotrzebnie - mrugnął do nas - bo zaraz wszystko wyjaśnię, pewnie wiedzą, że:
-zaklęcie obronne to Riddikulus;
-Bogina zniszczyć może tylko i wyłącznie śmiech;
-To widma mieszkające w małych, ciemnych i zamkniętych przestrzeniach, na przykład w starych szufladach, pod łóżkiem czy w komodach;
-Tak naprawdę nikt nie wie, jak wygląda bogin, który się ukrywa, jednak kiedy opuści swą kryjówkę staje się tym, czego najbardziej boi się osoba na zewnątrz. Dlatego bogina najlepiej atakować w kilka osób – wtedy nie wie jaki kształt przybrać i staje się zdezorientowany.
-Zdezorientowany bogin eksploduje.
-Najbardziej podatne na działanie boginów są osoby strachliwe.
-Mugole też czują obecność boginów - mogą je nawet dostrzec, choć tłumaczą sobie, iż był to tylko wytwór ich wyobraźni.
-Jak poltergeist, bogin nie jest i nigdy nie był żywy.
-Jest to jedna z tych istot zamieszkujących magiczny świat, dla których nie ma odpowiednika u mugoli.
-Bogin może zniknąć, jednak powstaje ich potem coraz więcej na jego miejsce.
-Jak poltergeisty i bardziej złowrogie dementory, boginy wydają się być podtrzymywane przez ludzkie emocje.**
  I wiele tak wymieniał, choć starał się wszystko jak najbardziej skrócić. gdy po jeszcze 15 minutach teorii przeszliśmy do praktyki, kazał nam ustawić się w kolejce przed szafą.
  Pierwsza była pewna Puchonka - mieliśmy z nimi lekcje. Jej bogin zamienił się w... testrala. Tak, widziałam testrale... co było oczywiste, w końcu widziałam, jak umarła moja siostra. Ona nie zginęła w szpitalu, o nie... stało się to na miejscu.
W każdym razie, dziewczyna ta, chyba Angelina Abbott, stała przerażona przed stworzeniem.
-Dobrze, a teraz wyobraź sobie, że jego twarz pokrywa tona makijażu!
PUFF! Testral stał teraz przed nią w tapecie, którą poszczycić by mógł się największy plastik.
  Cała klasa wybuchła śmiechem. Bogin przestraszony uciekł do szafy.
-Dobrze, teraz ty, Syriuszu - zwrócił się nauczyciel do Blacka.
Potwora za pomocą zaklęcia wygramolono z szafy.
Bogin zamienił się w... McGonagall w różowej mini i turkusowym podkoszulku!
Profesor parsknął śmiechem.
-Widzę, Syriuszu, że twoja wyobraźnia nie ma granic - zaśmiał się do przerażonego trzynastolatka. - to teraz przywołaj obraz wściekłej pani profesor.
PUFF! Minerwa wyglądała tak, jak zwykle... tyle, że na jej twarzy widać było furię.
Syriusz, James i... Jack zaczęli chichotać, co bardzo szybko przerodziło się w rechot na całą salę. (Hihi, w końcu Huncwot to Huncwot i Psotnik to Psotnik ;) - dop. aut.)
Bogin znów spróbował ucieczki. Jednak biedaczek został siłą kolejny raz wyciągnięty z szafy, gdy przyszła moja kolej.
Wyskoczył z mebla, w postaci... sześcioletniej blondynki, która zaraz po wyjściu poślizgnęła się i upadła na podłogę. Zaraz po tym z jej głowy zaczęła lać się krew.
  Moja ręka zadrżała, po czym różdżka wypadła mi z ręki. Po policzku spłynęła łza. Upadłam na kolana...
...Rose!
  Potter, który stał za mną złapał mnie za ramię i pociągnął do góry. Wstałam. Objął mnie po przyjacielsku i przytulił. Ja sama, zapominając o tym, z kim mam do czynienia, wtuliłam się w jego ramię.
-Już, już, spokojnie... - szepnął mi do ucha. - Riddikulus - wysłał przy okazji do szafy  bogina zamienionego w... mnie samą w kałuży krwi.
  Żadne z nas nie zauważyło zdziwienia całej klasy.

***

Uh, ten podstępny, złośliwy, okropny, wredny, nieczuły, arogancki, egoistyczny i w ogóle ******* (haha, to zadanie dla Waszej wyobraźni :D - dop. aut.) mnie otumanił! Chociaż, z drugiej strony, ja sama dałam się zmanipulow... NIE! To jest JEGO WINA***! I jeszcze rozpuścił plotki, że jesteśmy razem... A przecież nie myślałam trzeźwo, ponownie zobaczyłam śmierć Rose! CO ZA DUPEK!
   Zdenerwowana, bez pukania otworzyłam drzwi do dormitorium Huncwotów.
Na jego nieszczęście, siedział tam sam. Wrota trzasnęły o ścianę.
-Lily? - spytał zdziwiony.
-Tak, ja, Potter - syknęłam.
-Co tu robisz? I co się stało? - zmartwił się.
-Ty. Debilny. Gumochłonie! Rozpuściłeś. Głupie. Plotki. Że. Jesteśmy. Razem!
-Jakie plotki?
-Nawet nie udawaj! - wściekłam się. Chyba wyglądałam naprawdę przerażająco, bo zrobił przestraszoną minę małego kotka.
-Ale, to nie ja... przecież mieliśmy lekcję z największymi plotkarami w szkole, a były akurat boginy!
Zmiękłam. Mimo wszystko, miał rację. Jednak postanowiłam... zrobić głupotę. Oczywiście, potem żałowałam.
-A, to przepraszam... - zamknęłam za sobą drzwi. Zaraz po tym jednak otworzyły się one.
-A czy w ramach przeprosin, umówisz się ze mną, Liluś?
-NIE! Spadaj, Potter...
-Szkoda. Przynajmniej spróbowałem - wzruszył ramionami. Zaskoczyła mnie ta odpowiedź.
-A, wiesz co? Może jednak... - powiedziałam prawie niedosłyszalnie. On jednak musiał mieć jakiś super-słuch, bo...
-To w sobotę o osiemnastej przy wyjściu na bonia! - i zamknął uradowany drzwi. Przeklęłam sama siebie. Co  mnie naszło, aby to powiedzieć!?
   Ponieważ jestem kobietą honoru i zobowiązałam się pójść, to poszłam. Niestety, był piątek.

***

-Musisz ładnie wyglądać!
-Nie wypuścimy cię, jeśli nie zrobisz się na bóstwo!
-No dobra... - westchnęłam ,,zrezygnowana''.
Dziewczyny zabrały się do wybierania mi ubrań, a ja... zwiałam!
-Cholera... drogie panie, Lilka nam uciekła! - zdążyłam jeszcze usłyszeć.
Zwolniłam gdzieś na trzecim piętrze, upewniwszy się, że żadna mnie nie goni. Tempem żółwia powlekłam się na sam dół.
Już tam na mnie czekał. Jednak...
-Ooo, Jamesiku! Jamesiku! Tutaj jesteś! Chodź do nas, Jamesiku! - grupka różowych fanek Pottera pojawiła się nagle przy rozczochrańcu.
-Yyy...
-Oj, Jamesiku... Chodź, kochany... loffciamy cię! - wykrzyknęły, gdy z niechęcią poszedł z nimi.
Podziękowałam w duchu za te dziewczyny. Bo gdyby nie one, musiałabym iść na randkę z Potterem!

***

Śnieg chyba obraził się na wszystko i wszystkich - nie spadł do tej pory! Mimo to, przygotowania do Sylwestra szły pełną parą. Znaczy się, w domu każdej osoby... zdążyliśmy już wyjechać z zamku.
Mieliśmy z rodzicami i Petunią spędzić tą noc w czwórkę, ale moja siostra sprzeciwiła się ,,spędzaniu jakiegokolwiek święta z dziwolągiem, skoro może wykorzystać ten czas w przyjemniejszy sposób'', tak więc zostałam sama z rodzicami.
   Parę dni po wyjeździe, gdy koniec roku zaszczycić miał nas już za pięć dni, przyszła do mnie sowa.
Zaskoczyło mnie to bardzo, bo nie spodziewałam się żadnego listu od znajomych.
  Było to zaproszenie na sylwestra u... Pottera. Znajdowały się tam też przeprosiny za to, iż nie był obecny na ich ,,spotkaniu'' (szczerze mówiąc, ucieszyłam się, że użył takiego słowa...). Zdecydowanym zuchem przedarłam pergamin na pół. Przecież nie zostawię rodziców, na dodatek impreza jest u jednego z moich największych wrogów...
  Dni dzielące nas od tego święta minęły niezwykle szybko, a ono samo minęło bez jakichś wrażeń czy nietypowych wydarzeń. Po prostu, miło spędziłam czas z rodzicami. Niedługo po tym wszyscy uczniowie wracali do Hogwartu. Z radością weszłam do zamku, a już w dormitorium rzuciłam się na łóżko.
  Tak... zdecydowanie ta szkoła stała się moim drugim domem.

***

Ale wkopałam Pottera, no nie? xD
* - tak dla przypomnienia, Jack został w tym roku nauczycielem OPCM.
**źródło, troszeczkę to skróciłam: http://pl.harrypotter.wikia.com/wiki/Bogin
*** - Jego wina, jego wina, jego bardzo wielka wina... :D

░░░░███████]▄▄▄▄▄▄▄▄.          Bob buduje armię.
▂▄▅█████████▅▄▃▂                ☻/   Ten czołg & Bob są przeciwko Google+.
\||███████████████████]   /▌      Prosimy jednak go nie kopiować,
  ◥⊙▲⊙▲⊙▲⊙▲⊙▲⊙▲⊙◤        / \   ależ-gdyż-ponieważ zaśmieca to YouTube.
                                                                    Z poważaniem,
                                                                                               Ja.

sobota, 9 listopada 2013

30. Ma TO.

 Lily nie jest mugolakiem. Zachowała duszę z poprzedniego życia. Ma TO.
Jej źrenice znowu stały się czarne. Czy to jest możliwe? Przecież moje interpretacje czasami były błędne... ale nie zaszkodzi sprawdzić, prawda?
  Zbiegłam d PW, gdzie siedziały dziewczyny z Huncwotami.
-Lily, chodź na chwilę. - rzuciła z stronę rudowłosej.
-Okay.
Gdy wstała i podeszła do mnie, szepnęłam jej na ucho:
-Do Pokoju Życzeń.
-Jakiego pokoju? - spytała.
-Pokoju Życzeń... Nikt ci nie mówił? - zdziwiłam się.
-N... - nie mogła dokończyć, bo pociągnęłam ją za rękaw w stronę obrazu Grubej Damy.

***

-N... - nie mogłam dokończyć, bo Aurora pociągnęła mnie za rękaw w stronę obrazu Grubej Damy.
  Po paru minutach znajdowały się na korytarzu siódmego piętra.
-Po co tu przyszłyśmy? I gdzie jest ten Pokój Ży...
-Ćśś!
Aury przeszła się dwa razy przy kawałku ściany. Nagle... pojawiły się tam drzwi!
-Wchodzimy. - rzekła zadowolona blondynka.
  W środku okazało się być dosyć przytulnie. Pomieszczenie nie było zbyt duże. Puchowy pomarańczowy dywan zapadał się troszkę pod ich stopami. Żółta sofa usytuowana była przy jednej z pokrytych szkarłatną farbą ścian. przed nią stał mały, drewniany stoliczek, na którym kubki kakao oznajmiały, że mają zamiar być okcentem kolorystycznym swoją purpurą... oczywiście, nie dosłownie, magia to magia, jednak te kubki nie mówiły. To były normalne pojemniki na ciecz, widać, że Huncwoci tu się nie dostali.
  W każdym razie, usiadłyśmy na sofie.
-Lily... miałam wizję - spojrzała mi w oczy - z jakim zwierzęciem się identyfikujesz?
-Co? - zaskoczyło mnie trochę to pytanie.
-Z jakim zwierzęciem się identyfikujesz? - zapytała jeszcze raz.
-Y... no... z lisem.
-Pomyśl, że bardzo, bardzo chcesz być lisem.
-Ok... - ciekawe, czemu to służy? Ale ok, bardzo chcę być lisem. Bardzo chcę być lisem. Bardzo chcę być lisem. Bardzo chcę być lisem. Bardzo chcę być lisem. Bardzo chcę być lisem. Bardzo chcę być lisem. Bardzo chcę być lisem...
-Już - rzekłam.
-A teraz pomyśl o najszczęśliwszej rzeczy, jaka kiedykolwiek cię spotkała.
  Bal.
-Już.
-A teraz pomyśl o tych dwóch rzeczach naraz. Tylko skup się!
Bal. Bardzo chcę być lisem. Bal. Bardzo chcę być lisem. Bal. Bardzo chcę być lisem...
-Już?
-Hmm... pomyśl o czymś jeszcze bardziej szczęśliwym.
  Rozmowa z Potterem nad jeziorem?
Skarciłam siebie samą w myślach.
Hogwart. Bardzo chcę być lisem. Hogwart. Bardzo chcę być lisem. Hogwart. Bardzo chcę być lisem.
Nagle zmienił mi się punkt widzenia na niższy, a wzrok się wyostrzył. Spojrzałam na swoje ręce...
-Aurora! Co się do jasnej cholery stało!?
Blondynka uśmiechnęła się.
-Tak... jesteś jedną z nas. Lily, nie jesteś mugolakiem, zachowałaś krew i duszę z poprzedniego życia. Twoja krew jest czysta... tylko powinnaś zachować to w tajemnicy.
-Dobrze... tylko jak z powrotem zmienić się w człowieka?
-Pomyśl, że chcesz być człowiekiem.
-Ok - stałam się znowu sobą.
Już wstałyśmy z sofy, kiedy nagle sobie o czymś przypomniałam.
-Czyli jestem animagiem?
-Nie, to twoja wrodzona umiejętność.
-Fajnie. A umiem coś jeszcze?
-Ah! No tak, miałam jeszcze coś sprawdzić.
  W jej ręku nagle pojawił się zeszyt. Pusty, mugolski zeszyt, niewiele warty... ale skąd ona go ma!?
Widząc moją zaskoczoną minę, zaśmiała się.
-To Pokój Życzeń, nie ma co się dziwić. Ale przejdźmy do rzeczy; spróbuj mentalnie go podpalić.
Wysiliłam swój umysł, jednak nic się nie stało.
-No to zmoczyć.
Ten sam rezultat.
Westchnęła.
-To może spraw, aby z tego coś wyrosło? - w jej ręce pojawiła się doniczka z ziemią.
Ciągle to samo.
-No to zrób, aby powietrze dmuchnęło w moją twarz? - powiedziała z nadzieją.
Nic się nie stało.
-To nie wiem, prądem mnie kopnij czy co - parsknęła, jednak zaraz na jej twarzy pojawił się wyraz odkrycia - kopnij mnie lekko prądem!
Tylko o tym pomyślałam, Aurora syknęła.
-To już wiemy, co potrafisz...

poniedziałek, 4 listopada 2013

29. Lilyanne, Petunia i... Rose.

-Losji.. plosę!
-Nje, nje oddam! To moja cekoladka!
-Lous, ja jestem młodsa! Plooooooooooooooszę!
-Eh, no dobla... jesteś lozkosna, siostrzycko.
-Wcale nje jestem! - oburzyła się czterolatka.
-Tjak, Jestes! Lily jest lozsoksna i slociutka! - zaśmiała się sześciolatka.
-Lousuniu, a mji das? - zapytała pięcioletnia Petunia.
-Nje - odrzekła.
-Cjemu!? - wykrzyknęły razem dziewczynki.
-Bo to ja jeśtem najstalsą siostlą!
-Rose, daj im po kawałku - odezwała się kobieta o brązowych oczętach i rudych włosach - nie zjesz chyba samej czekolady sama, co, córciu? - poczochrała jej blond czuprynę, spoglądając w czekoladowe oczy dziewczynki. Rosie i Peti były do siebie takie podobne... Lily trochę odstawała od sióstr. Mimo wszystko, z charakteru to Rose i Lily były prawie, że takie same.
-A wlaśnie, ze zjem! - wspięła się na blat. Stanęła na nim, poślizgnęła się, i...
...spadła na podłogę. Uderzyła głową o kant szafki...
-Rose! - zawołała matka z obawą.
-Mamusiu, co sje stalo Losji? - spytała Petunia.
-Co się stało, Suse!?
-John! Szybko, dzwoń do szpitala! Rose... Ona...
-Halo?...
-Mamo? Cjemu Lous sie nje odsyfa? - zapytała Lily.
-...numer 4.
  Przyjechała karetka, która zabrała sześciolatkę do szpitala. Rodzina, oczywiście, pojechała z nią.
Suzanne Evans przygryzała nerwowo paznokcie, siedząc na twardej ławce w poczekalni. Spojrzała na kwiaty postawione przy oknie, i uznała, że ktoś, kto urządzał to pomieszczenie, musi mieć naprawdę chory gust, bowiem na parapecie stał bukiet chryzantem. Nie wiedział, że zazwyczaj kładzie się je na grobach!? Przygnębiło ją to jeszcze bardziej. Znowu zaczęła wpatrywać się w drzwi sali, w której właśnie operowano jej najstarszą córkę. Nagle te otworzyły się, a w nich stanął lekarz z obojętnym wyrazem twarzy. Podszedł do niej i Johna.
-Przykro mi, ale niestety nie udało nam się uratować państwa có...
-I mówi mi to pan z takim spokojem!? - wrzasnęła z furią, a wszyscy obecni w pomieszczeniu zwrócili spojrzenia w jej stronę. - przecież umarł człowiek, umarło dziecko! Miała ledwo sześć lat! A pan mówi, jakby chodziło o pogodę! Czy na prawdę pan nie rozumie, jak nam jest teraz ciężko!?
-Oczywiście, że rozumiem - odparł chłodno lekarz - staraliśmy się zrobić wszystko, co w naszej mocy...
-To chociaż dajcie mi ją zobaczyć.
Mężczyzna zawahał się, jednak widząc jej spojrzenie, w którym złowrogie ogniki paliły się niemiłosiernie, zaprowadził ją w głąb pomieszczenia.
-Mamusiu? - zaczęła Petunia, zanim jeszcze weszli do środka. Brązowooka spojrzała na nią pytająco.
-Co sje dzieje z Lousji?
-Twoja siostrzyczka poszła do nieba, skarbie.
Po chwili ciszy, Lily odezwała się:
-Czyli umarła? - rudowłosa sama siebie zaskoczyła, że wypowiedziała to zdanie poprawnie, na dodatek wiedząc, co znaczy.
Jej matka ledwo zauważalnie kiwnęła głową.