Czytasz, czytasz, nagle to spotykasz... Co to je? A to są strony.

sobota, 8 czerwca 2013

3. Nie każdy, co e Slytherinie jest, szczyci się swym domem. [Prolog]

Ktoś to w ogóle czyta...?

~^~^~^~^~^~

Światło słoneczne padło na moją twarz, brutalnie wybudzając ze snu. Jak co rano. Była dopiero 6.15, więc poszłam do toalety nie budząc jeszcze współlokatorek. Gdy wyszłam z łazienki, rozsunęłam zasłony i otworzyłam okno.
- Dziewczyny! dziewczyny! 6.40! Wstawać!
Jak zazwyczaj rozpoczęły się jęki obudzonych dziewczyn.
-Ruda, zamknij to okno... Zimno mi...
-Em, jest jeszcze wcześnie!
-Dobra, ja zajmuję łazienkę...
-Ja po tobie!
-Pośpieszcie się tylko!
Uśmiechnęłam się. Gdy wszystkie byłyśmy już gotowe, zeszłyśmy razem do Wielkiej Sali na śniadanie. Naprzeciw usiedli chłopcy, którzy przyszli parę minut po nas. Nagle do Em podeszła Ellie.
-Yhm... Możemy chwilkę porozmawiać? - spytała się mnie.
-Okay? - zdziwiło mnie to, ale zgodziłam się.
Wyszłyśmy we dwie z Wielkiej Sali i skierowałyśmy się w stronę jednej z opuszczonych klas. Gdy do niej weszłyśmy, starsza dziewczyna zaczęła płakać.
-Ellie... co się stało? - zapytałam z troską.
-No... B-bo... m-mój chło-opak mn-nie... rz-rzucił... dla t-tego, ż-że znalazł w n-naszej rodzinie j-jakiegoś mugola... n-nie znałam g-go z t-tej stron-ny... a d-dobrze wiesz, ż-że te w-wredne ź-ździry mnie n-nienawidzą... tak jak ja n-nienawidzę d-domu, do k-którego z-zostałam p-przydzielona! Cz-czem-mu a-ak-kurat Slytherin!? A n-nie ch-chociaż H-huffl-lep-puff...
-Dobrze, już dobrze. - przytuliłam siostrę. - Przetrwamy to. A kim jest ten fałszywy idiota?
-Lucyfer Greengrass.
-Oj, jak dobrze, że znam Psotników... - uśmiechnęłam się złowieszczo.

***

Po lekcjach zaczepiłam Jacka, który bardzo się ucieszył, gdy tylko powiedziałam do niego "cześć". Idiota.
-Właściwie, to chodzi mi o moją siostrę. Chce się zemścić na pewnym chłoptasiu... Zresztą, nie tylko ona. - zaczęłam. - Jest to niejaki Lucyfer Greengrass, ślizgon z szóstego roku, szatyn, czarne oczy. Piszecie się? - spytała.
- Ok, tyle, że wszystko ma swoją cenę... - tu się lekko uśmiechnął.
-Dobra, co chcesz? Nie, nie umówię się z tobą, nie, całus też nie... chociaż, może, jak zemsta się nam bardzo spodoba... - powiedziałam z podstępnym uśmieszkiem.
-Dobra, możemy się bardzo postarać. - Jack uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Idę omówić to z chłopakami.
Zaśmiałam się w duchu. Był słaby w negocjowaniu ze mną, oj, bardzo słaby... Usatysfakcjonowana poszłam do swojego dormitorium.
-Ej, rudzielcu, o czym gadałaś z Wilczkiem? - zapytała Elea.
-Zobaczysz, jak będziesz przy pewnym widowisku... - odpowiedziałam przekornie.
-O co chodzi? - Spytała wychodząca z łazienki Alice.
-Lepiej gadaj, dla kogo się tak wystroiłaś! - wykrzyknęłam - wyglądasz wspaniale! Gdzie się wybierasz?
- Umówiłam się z takim jednym Krukonem... był strasznie nachalny, mam nadzieję, że się odczemi, gdy uzna, że mnie ,,zdobył''. - zaśmiała się złowrogo. - i dzięki. No, ale gadaj! O co chodziło? - spytała.
- Namówiłam głowę Psotników, aby coś zrobili takiemu jednemu gościowi ze Slytherinu - uśmiechnęłam się.
- Uuu...  musiał nieźle zaleźć  Ci za skórę, skoro posyłasz na niego chłopaków - powiedziała, dotąd nieodzywająca się Lisa. - Co takiego zrobił?
Westchnęłam, po czym zaczęłam opowiadać.
*
Tymczasem w dormitorium Huncwotów Psotników trwało planowanie.
- A może by tak poprosić o pomoc Irytka? - spytał Austy.
-Nie... I pamiętajcie, że to musi być coś naprawdę wyjątkowego! - powiedział przejęty Jack.
- Dobra, dobra... To jak już jego...

*
  Zauważyłam, że Jack i Matt pod koniec lekcji wymienili spojrzenia. Uśmiechnęłm się pod nosem. Wiedziałam, że jak obiecam Jackowi coś, za co oddał by najcenniejszą rzecz na świecie, to musi zrobić coś przebijającego ich poprzednie wybryki.
  Moja siostra kończyła lekcje o tej samej porze, co ja, więc poszłam po nią. Znalazłyśmy na pewnym korytarzu ślizgona... całego w dżemie do którego przykleiły się różowe piórka! Do tego całą jego twarz pokrywała gruba warstwa masła, a wisienką na torcie okazało się to, że miał we włosach pełno różnokolorowych pasemek, z czego dominował rażący po oczach turkus i jasny fiolet... jego nautalnego koloru, czyli brązu, było brak Gdyby przyjrzeć się bardziej, można też zauważyć niewielkie kokardki przyklejone do niego w najgorszych miejscach, gdzie tylko mogły być.
Wybuchłyśmy śmiechem, dołączając się do reszty przechodzących obok ludzi. Poszłyśmy dalej, dyskutując, czy była to odpowiednia zemsta...Uzgodniłyśmy, że może być, ale nie wystarczy, a Jack na nagrodę niestety (dla niego) nie ma co liczyć. Gdy przechodziłyśmy obok Psotników, spojrzał na mnie z nadzieją, ale tylko pokręciłam głową.
Pod wpływem spontanicznej decyzji, podeszłam jednak do nich uśmiechając się. Wywołało to na ich twarzach radość (Jack) oraz zdziwienie (reszta).
- No cóż, w nagrodę pocieszenia mogę pójść z wami wszystkimi - tu szczególny nacisk na słowo "wszystkimi" - do Hogsmeade.
I odeszłma, zostawiając chłopaków.
-No, przynajmniej tak jakby się z tobą umówiła... - powiedział lekko rozbawiony Matt do Jacka.

***

Vanessa nieśmiertelna! :D

EDIT 10.09.2013:
Dalsze notki, chodzi mi oczywiście o notki od jakoś tak dziesiątego rozdziału, będą lepszej jakości.
Jeśli jesteście nowi, nie zrażajcie się, proszę.
Em Lily.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz